Kradną bezczelnie
Kradzieże na tzw. wyrwę polegają na wyszarpnięciu przez złodzieja towaru i szybkiej ucieczce. Zdarzają się w Łodzi codziennie. Handlowcy mówią wręcz o pladze, jednak większość okradzionych nie zgłasza się na policję.
10.09.2003 09:27
Tylko jednego dnia czterech złodziei okradło „na wyrwę” dwa sklepy na Retkini. Do sklepu z markową odzieżą w pawilonie przy ul. Wyszyńskiego wszedł młody, ładnie ubrany mężczyzna.
– Przymierzył bluzę jeansową za 159 zł, po czym odłożył ją na ladę i długo oglądał. Nagle chwycił towar i wybiegł ze sklepu – opowiada zdenerwowana właścicielka. – Krzyczałam „złodziej”, ale nim klienci na korytarzu zorientowali się, o co chodzi, nie było po nim śladu.
Tego samego dnia do komisu z komórkami weszło trzech mężczyzn. Każdy z nich chciał obejrzeć telefon. Wzięli po jednym i uciekli. Pracownik sąsiedniego sklepu ruszył w pościg za złodziejami i zatrzymał jednego z nich. O sprawie powiadomiono policję. Właścicielka sklepu z odzieżą nie zgłosiła kradzieży.
– Jeśli nawet policja złapie złodzieja, to sąd go wypuści. Opryszek przyjdzie do sklepu i będzie mi się śmiał w twarz. W ciągu miesiąca policja przyjmuje kilkanaście zgłoszeń o kradzieżach w sklepach. Niestety, wielu strat pokrzywdzeni nie zgłaszają.
– Sprzedawcy w małych sklepikach często po prostu odpuszczają sobie zgłoszenie kradzieży – mówi Barbara Skowronek z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. – Pewnie ze względu na czasochłonne formalności.
Pokrzywdzony musi iść na komisariat, następnie jeśli policja złapie złodzieja, zgłosić się na rozpoznanie, potem stawić się na sprawie w kolegium (jeśli skradziona rzecz nie była droższa niż 250 zł) lub sądzie.
(lb)