PolskaKoszmar przez pomyłkę

Koszmar przez pomyłkę

Przez kilka miesięcy ZDiK nękał go pismami i żądał zapłaty pieniędzy. W końcu podał do sądu i straszył komornikiem. A wszystko przez to, że ktoś, podszywając się pod niego, jechał autobusem na gapę. Dopiero po interwencji gazety Zarząd Dróg i Komunikacji we Wrocławiu przyznał się do błędu i przeprosił niewinnego człowieka.

Koszmar przez pomyłkę

02.05.2007 | aktual.: 02.05.2007 08:43

To był jakiś koszmar! Urzędników nie przekonywały żadne dokumenty i tłumaczenia – denerwuje się wrocławianin Rafał Gil. Przez upór pracowników ZDiK kilka razy musiał jeździć do Przemyśla, a potem głowić się, jak uniknąć wizyty komornika. Wszystko zaczęło się pięć lat temu, gdy ktoś ukradł mu dowód osobisty. – Oczywiście od razu zgłosiłem to policji, wyrobiłem nowy dokument i szybko zapomniałem o całej sprawie – wspomina. Złodzieja nie udało się złapać. Problemy zaczęły się, gdy kilkanaście miesięcy temu Zarząd Dróg i Komunikacji przysłał panu Rafałowi mandat za jazdę autobusem na gapę. 102 złote.

– Byłem zdziwiony, bo nie korzystam z wrocławskich autobusów. Po mieście jeżdżę samochodem – zaznacza mężczyzna. – Najwyraźniej ktoś posłużył się moim starym dowodem osobistym. Po mandat jechał aż do Przemyśla. To tam jest zameldowany i taki adres urzędnicy znaleźli w skradzionym dowodzie. – Byłem pewien, że szybko wyjaśnię, że to zwykłe nieporozumienie. Łatwo można to sprawdzić, bo dowód figuruje w bazie skradzionych dokumentów – tłumaczy. Ale bardzo się mylił. Zarządu Dróg i Komunikacji ten argument nie przekonał. Gdy nie doczekał się zapłaty, podał pana Rafała do sądu. Ten, nie przeprowadzając rozprawy, kazał rzekomemu gapowiczowi zapłacić wymierzoną przez ZDiK karę i dopłacić 20 złotych odsetek.

– Tylko dzięki uprzejmości pań z poczty w Przemyślu dowiedziałem się, że tym razem ściga mnie sąd – wspomina pan Rafał. Znów musiał wybrać się po przesyłkę na drugi koniec Polski. Odwołał się od wyroku. Dopiero wtedy ZDiK zorientował się, że popełnia błąd. W listopadzie ubiegłego roku wycofał pozew. Wydawało się, że to wreszcie koniec koszmaru. – Ale w tym miesiącu znów postanowił spróbować wyrwać ode mnie pieniądze – mówi rozgoryczony wrocławianin. Do Przemyśla urzędnicy wysłali następne wezwanie do zapłaty. Powołując się na wyrok, którego nie ma, zażądali ponad 160 złotych. Do wcześniejszej kary za jazdę bez biletu doliczyli odsetki i koszty sądowego procesu.

Zagrozili, że jeśli nie dostaną pieniędzy w ciągu siedmiu dni, poproszą o pomoc komornika. A ten za swoją usługę doliczy 205 złotych. Nie pomagały żadne tłumaczenia. Efektów nie przyniosła też rozmowa pana Rafała z urzędnikiem, który podpisał się pod dokumentem. Poskutkowała dopiero nasza interwencja. – To nasz błąd – przyznaje Michał Gołębiewicz ze ZDiK. – Bijemy się w pierś i bardzo przepraszamy pana Rafała. Ostatnie wezwanie wysłaliśmy do niego przez pomyłkę. Nie musi płacić ani złotówki. Sprawę uważamy za zamkniętą – zapewnia.

Za faktury, których nie było

Sąd, komornicy i adwokaci zaangażowali się w ściąganie długu od pana Mariusza ze Zgorzelca. Chodziło o 64,80 zł. To faktury za wywóz śmieci. Faktury, których pan Mariusz nie dostał. Po ponagleniach rachunki opłacił. Mimo to przedsiębiorstwo wywożące odpady złożyło pozew w sądzie. Ten kazał panu Mariuszowi jeszcze raz spłacić dług (z odsetkami) i opłacić koszty procesu – 90 złotych. Do tego koszty sądowe. Swoje doliczył też komornik. Razem wyszło prawie 200 złotych.

Michał Gigołła

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)