Konflikt PiS i "Solidarności"
Ostatnie napięcia w górnictwie oraz ostry spór między związkowcami a rządem o wypłatę zysku, jak okazuje się, to tylko wierzchołek góry lodowej. Tak naprawdę konflikt między Śląsko-Dąbrowską "Solidarnością" a Prawem i Sprawiedliwością jest o
wiele głębszy - uważa "Dziennik Zachodni".
07.06.2006 | aktual.: 07.06.2006 07:48
Śląsko-Dąbrowską "Solidarność" w ubiegłorocznej kampanii parlamentarnej po cichu wspierała PiS, w wyborach prezydenckich za to już zupełnie otwarcie poparła Lecha Kaczyńskiego. Ludzie "S" byli w regionie śląskim w wielkiej części architektami zwycięstwa wyborczego Prawa i Sprawiedliwości - przypomina "DZ".
Wydawało się, że podobnie, jak za czasów AWS, "Solidarność" przejmie w województwie śląskim władzę we własne ręce. Śląskich związkowców utwierdziła w takim myśleniu prywatna wizyta, jaką z wyrazami wdzięczności złożył im w grudniu ub. roku ówczesny prezydent-elekt Lech Kaczyński. W ich obecności oświadczył, że gdyby mieli jakieś problemy, zawsze mogą dzwonić do szefa Kancelarii - Andrzeja Urbańskiego, który kilka dni temu został właśnie odwołany ze stanowiska.
Liderzy tutejszej "Solidarności" uwierzyli w te zapewnienia i poczuli wiatr w żaglach. Nie na długo. Szybko okazało się, że PiS wcale nie zamierza się za nic odwdzięczać. Śląscy posłowie wozili do premiera listy kandydatów na ważne stanowiska przygotowane w Zarządzie Regionu "S", ale kandydatury te były odrzucane - podkreśla "DZ".
Jakiś tajemniczy "Wielki Brat" odrzucił wszystkie nasze kandydatury - mówi jeden z liderów tutejszej "S". Wyjątkiem jest Bożena Borys-Szopa, którą udało się przeforsować na stanowisko Głównego Inspektora Pracy - dodaje.
Związkowcy z "S" za pośrednictwem mediów dowiadywali się o kolejnych nominacjach. Kilka było dla nich szokujących - tak było przede wszystkim z odpowiedzialnym za górnictwo wiceministrem gospodarki Pawłem Poncyljuszem, kompletnym nowicjuszem w tym środowisku, który przed nominacją nigdy nie był w kopalni i nie odróżniał Śląska od Zagłębia. Wielkim zaskoczeniem był też z nikim nie konsultowany desant kolegów premiera Kazimierza Marcinkiewicza na Kompanię Węglową, który na szczęście został szybko spacyfikowany.
Jeszcze do niedawna wydawało się, że są to ledwie incydenty - ale teraz już wiadomo, że liderzy PiS traktują związkowców jako element mitycznego "układu" rządzącego Śląskiem - zaznacza "DZ". (PAP)