PolskaKompleks dominującego samca

Kompleks dominującego samca


Janas, van Basten czy Klinsmann jako trenerzy nie wygrali nic, więc budują autorytet, odsuwając znanych piłkarzy.

22.05.2006 | aktual.: 22.05.2006 10:35

W grze komputerowej "FIFA Manager" gracz staje się menedżerem ponoszącym pełną i wyłączną odpowiedzialność za wynik drużyny. Sam musi skompletować skład, dobrać odpowiednią taktykę, umotywować piłkarzy. Mimo że futbol to gra zespołowa, w "FIFA Manager" za wynik odpowiada tylko jedna osoba - właśnie menedżer. Zawodnicy, nawet strzelający po kilka bramek w meczu, to tylko wyrobnicy, realizujący jego polecenia i pracujący na jego nazwisko. W podobny sposób zdają się myśleć niektórzy trenerzy, przygotowujący swoje drużyny do mundialu w Niemczech.

Janas - samiec alfa

Analizując ogłoszone ostatnio składy zespołów, które jadą na mistrzostwa, trudno się pozbyć wrażenia, że część selekcjonerów uznała siebie za najważniejszy element mundialowej łamigłówki. Tak zachował się też Paweł Janas - niczym typowy samiec alfa, który chce jednoznacznie pokazać, że to on jest przywódcą reprezentacyjnego stada, a reszta nie ma nic do gadania. Stąd brak powołań dla zawodników, którzy byli rozpoznawalnymi twarzami tej drużyny: Jerzego Dudka, Tomasza Kłosa, Tomasza Frankowskiego czy Tomasza Rząsy.

I nie chodzi nawet o brak tych zawodników. Dudek i tak byłby zmiennikiem Artura Boruca, Rząsa oraz Kłos także siedzieliby na ławce rezerwowych. Nawet Frankowski, mimo że w eliminacjach strzelił wiele ważnych bramek, nie mógł oczekiwać abonamentu na reprezentacyjną koszulkę. Wprawdzie ten napastnik uratował skórę Janasowi, ale przy okazji sam się świetnie wypromował. W klubie w tym samym czasie nie osiągnął nic godnego uwagi. Gdyby nie bramki strzelone dla Polski, nie miałby szans podpisać dwóch intratnych zagranicznych kontraktów. Głosy twierdzące, że Janas powinien powołać Frankowskiego za zasługi dla reprezentacji, są niesłuszne - "Franek" tak samo pomógł reprezentacji, jak ona jemu. Janas nie miał wobec niego żadnego długu do spłacenia.

Przy powoływaniu polskiej kadry mniej uderzał jej skład, a bardziej styl ogłaszania nominacji. Janas nie podjął nawet próby poinformowania zainteresowanych o swoich decyzjach, lecz odgórnie ją zakomunikował za pośrednictwem telewizji. Gdy Kazimierz Górski w 1974 r. jechał na mistrzostwa do Niemiec, też nie bał się kontrowersyjnych powołań. Wystarczy przypomnieć, że na otwierający mundial mecz z Argentyną w pierwszej jedenastce wyszli nieopierzeni młodzieżowcy Władysław Żmuda i Andrzej Szarmach. Że w składzie znajdował się Grzegorz Lato, zawodnik, który nie cieszył się sympatią kibiców, podobnie jak dziś nie cieszy się nią Grzegorz Rasiak. Mimo to nikt Górskiemu nie zarzucał autorytaryzmu. Bo piłkarze mogli go traktować jak starszego brata. A to konsolidowało zespół i pozwoliło odnieść historyczny sukces.

Janas przyjął inną strategię. Wysłał jasny komunikat: ta drużyna to mój autorski pomysł i to ja ponoszę odpowiedzialność za wynik reprezentacji w Niemczech. Trener wyraźnie chce przejść do historii, dlatego tacy zawodnicy jak najbardziej znany na świecie polski piłkarz Dudek czy Frankowski, który twierdził, że jego bramki uratowały selekcjonerowi posadę, tylko mogli mu przeszkadzać, zabrać część sławy. Teraz Janas jest w drużynie najważniejszy.

Jacek Gmoch, były trener reprezentacji Polski w piłce nożnej.

Źródło artykułu:Wprost
Zobacz także
Komentarze (0)