Komornik jak kat
Od dwóch miesięcy spłacam nie swoje długi -
mówi Anna Wawrzyniak z Wrocławia. - Komornik zajął mi połowę
pensji i nie interesuje go, że w całej sprawie nie chodzi o mnie.
Że zaszła pomyłka - relacjonuje "Słowo Polskie. Gazeta Wrocławska".
02.07.2005 | aktual.: 02.07.2005 13:47
O sprawie Anna Wawrzyniak dowiedziała się w październiku ubiegłego roku. Jej ojciec odebrał awizo pocztowe. Jak się okazało, było to zawiadomienie o przeniesieniu egzekucji komorniczej z Oławy do Wrocławia. Od komornika usłyszała zaś, że sąd wydał wobec niej nakaz płatniczy. Chodzi o nieco ponad 19 500 zł. Wnioskodawcą i wierzycielem miała być firma Waldar Leasing, w której rzekomo Anna Wawrzyniak nie spłaciła kredytu.
- Proszę zrozumieć - mówi Tomasz Kiniastowski, rzecznik wrocławskiej Izby Komorniczej. - Kiedy otrzymamy wniosek o wszczęcie postępowania egzekucyjnego, nie można już nic zrobić. Musimy rozpocząć ściąganie długu. Można je przerwać jedynie na wniosek sądu. Kat również nie pyta, czy ktoś jest winny, czy nie. Po prostu pociąga za sznurek - kończy Kinastowski.
- Mój były mąż prowadził działalność gospodarczą, korzystał z usług tej firmy - opowiada pokrzywdzona kobieta. - Ale leasing został spłacony. Według niej, to jakaś koszmarna pomyłka. Od dwóch miesięcy pani Wawrzyniak otrzymuje jedynie połowę poborów. Resztę zajął komornik.
- Wiem, że sprawa dotyczyła zupełnie innej osoby - mówi Anna Wawrzyniak. - Ta pani ma takie samo nazwisko, ale mieszka pod Wrocławiem. Dlatego sprawa trafiła najpierw do komornika w Oławie, a dopiero później do Wrocławia.
- Anna Wawrzyniak może mieć rację - uważa Małgorzata Lamparska z Sądu Okręgowego ds. cywilnych we Wrocławiu. Według niej, sąd prowadził postępowanie nakazowe, a to oznacza, że nie przesłuchiwano świadków, a jedynie przeglądano dokumenty dostarczone przez wierzyciela. Na tej podstawie wydano nakaz zapłaty wierzytelności.