Kolonia przed godziną zero

Na chodniku przed katedrą jak w lustrze odbijają się ogromne portrety dwóch papieży. Codziennie z samozaparciem malują je kolorową kredą uliczni malarze i codziennie zmywa je obfita ulewa. Wypisane na biało wyrazy miłości i pamięci wobec Jana Pawła II spływają z deszczem. Młodzi z całego świata cieszą się na spotkanie z nowym papieżem. Machają dłońmi nawet do plakatów rozwieszonych na budynkach.

Kolonia przed godziną zero
Źródło zdjęć: © GN

19.08.2005 | aktual.: 19.08.2005 12:06

Papież bydzie ino roz

Za to jego rodacy bywają sceptyczni. Dekorują fotografiami Ojca Świętego nawet kolońskie lizaki, ale w swoich opiniach nie są dla niego zbyt słodcy. „Młodzież przyjedzie tu tylko świętować. Nowy papież jest konserwatywny. Spotkanie zakończy się oficjalnymi deklaracjami, nikt nie będzie poruszać prawdziwych problemów – współżycia przedmałżeńskiego, aborcji, związków homoseksualnych” – można przeczytać w dzienniku kolońskim „Kölner Stadt-Anzeiger”. Może przypadkiem, a może dla demonstracji, 12 sierpnia wieczorem przed katedrą pojawia się kilka par homoseksualnych. Grupa młodych prezentuje pantomimę – pochwałę wolnej miłości.

– Obecny papież już zdeklarował się, że jest kontynuatorem linii Jana Pawła II – mówi Andreas Ringelkamp z Dortmundu. – A ludzie wciąż będą prowadzić dyskusje na temat współżycia przed ślubem, aborcji, bo to nie są łatwe tematy.

Patricia Faska, 18-latka urodzona pod Gliwicami, z obywatelstwem polskim i niemieckim, prawie całe życie spędziła w Brunschweig. Przyjechała do Kolonii jako wolontariuszka. Pracuje w centrum prasowym.

– Papież ino roz w moim życiu bydzie na Spotkaniu Młodych w Niemczech. Jo czuja, że musza to robić dla wiary i Boga. Jak się wszyscy zbiorą razem, to coś się zmieni w naszej wierze. Myśla, że się wzmocni – mówi śląską gwarą.

Młodzi ściągają ze wszystkich stron świata. 10 sierpnia zorganizowano jeszcze dodatkowy nabór wolontariuszy, bo nie dojechało zapowiadanych 20 tysięcy. W diecezjach kolońskich gospodarze narzekali, że przybyło za mało gości. Ale tuż przed godziną zero – centrum Kolonii zamieniło się w jeden wielki dworzec. Ulice zrobiły się pomarańczowe od koszulek wolontariuszy.

Gdzieniegdzie migają młodzi w fiolecie – to pracownicy biura. Najwięcej jest „zielonych”. To pielgrzymi, których na centralnych uroczystościach na Marienfeld gospodarze spodziewają się prawie milion. W ostatniej chwili okazuje się, że nie wszyscy mogą dojechać. Około tysiąca młodych ludzi z Filipin, Togo, Kamerunu i Nigerii nie dostało wiz. Kard. Karl Lehmann zaapelował do władz o umożliwienie im przyjazdu.

Modlitewne pogotowie Prawie wszyscy przyjeżdżający kierują się pod katedrę. Grupa wolontariuszy krótkoterminowych z Hiszpanii, w czerwonych pelerynach, głośno się modli. 20-letni Rodriguez nie może powstrzymać entuzjazmu, skacze w górę i wykrzykuje: „Jezus Chrystus, Alleluja”. – Poczekaj, jeszcze będzie dużo czasu na radość – uspokaja go duszpasterz. Pod kościołem św. Gereona już o 7 rano przyjeżdżają wolontariusze zajmujący się kuchnią. Aleksandra i Katherina spod Düsseldorfu są bezrobotne, pracowały w jednej knajpce.

– Przyjechałyśmy wydawać posiłki, żeby nie marnować czasu – mówi Katherina. Ich szef, zawodowy kucharz, Martin (właściwie Marcin, bo urodzony w Mysłowicach) nadzoruje przygotowanie dań pakowanych w specjalne pojemniki dla sześciu osób. Na półtorametrową patelnię wysypuje mrożone paczki Spatzle pfanne – niemieckiego specjału, przypominającego makaron z sosem.

– Podczas Światowych Dni będę nadzorował jedną z 300 restauracji na 1500 osób, funkcjonujących pod gołym niebem – mówi Martin. Specjalne służby zabezpieczają otwory każdej studzienki ściekowej, sprawdzają wjeżdżających na Marienfeld.

– Nie boimy się terrorystów – mówi 70-letnia Christa Nitschke, oprowadzająca młodych po kościele św. Gereona. – Tacy jak ja, starzy, schorowani, całe dnie modlą się w intencji kolońskiego spotkania. Będzie spokojne, jeśli Bóg pomoże.

Christa trzyma w dłoniach różaniec, na którym zaczyna odmawiać zdrowaśki, kiedy w świątyni robi się pusto. Modlitwę różańcową w intencji młodych odmawiają w południe w kościele św. Andrzeja. I w innych świątyniach.

– To takie pogotowie modlitewne – żartuje Christa.

Wolontariusze mówią po polsku

Na Marienfeld nad ołtarzem wznosi się przypominający UFO dmuchany spodek-dach. Jeszcze rozkładają sztuczną trawę, żeby VIP-om krzesełka nie wpadały w ziemię.

W biurze Światowych Dni Młodych praca wre na okrągło. Thomas, zajmujący się wolontariuszami, na kilka dni przeniósł segregatory ze swojego 2 na 4 piętro, do „liturgistów”. Wspólnie dokonywali ostatnich przydziałów. Na pomoc w szyciu gwiazd betlejemskich, którymi będą się wymieniać główni celebransi zgromadzeni na Marienfeld, przysłano „liturgistom” Kolumbijczyka, studiującego w seminarium w Hiszpanii.

– Mogliśmy się z nim dogadać tylko za pomocą karty obrazkowej dołączonej do pakietu pielgrzyma, wskazując na obrazkach, o co nam chodzi – mówi Joanna Stępczyńska, polska pracowniczka biura. Wycięli 90 gwiazd z gumowej masy i uszyli 30 z materiału.

Joanna sprawdza dane tysiąca osób, które podczas liturgii znajdą się w pobliżu Benedykta XVI. Zdradza nam też, że w czasie spotkania będzie kilka akcentów polskich. Główną Mszę świętą z Papieżem będzie koncelebrował ks. Grzegorz Suchodolski – krajowy koordynator Światowych Dni w Polsce. Nabożeństwa Drogi Krzyżowej dla niepełnosprawnych 19 sierpnia w dwóch kościołach po-prowadzą bp Henryk Tomasik i abp Stanisław Ryłko. Weźmie w nich udział dwójka niepełnosprawnych z Polski – niewidoma dziewczyna i chłopak na wózku. W procesji z darami ma też jechać niepełnosprawny Polak – Sebastian. Zresztą prawie co czwarty wolontariusz mówi po polsku. – Rozmnożyło się nas tu, wbrew zapowiedziom – śmieje się Ania, studentka, która doleciała, robiąc przerwę w pracy w Londynie.

Niemiecka gościnność

Tydzień przed rozpoczęciem spotkania w Kolonii tysiące młodych przyjechało do prawie wszystkich niemieckich diecezji, żeby poznać gospodarzy, zwiedzić okolicę. Do parafii św. Michała w Dortmundzie-Lanstrop w diecezji Paderborn trafiła młodzież polska, włoska i Miquelo z Wenezueli, który przebywa tu w ramach wymiany uczniów. W dzielnicy mieszka 6,5 tys. osób, w tym 2,5 tys. katolików.

„Z obcych będą przyjaciele” – taki napis na kolorowych znaczkach wymyślili skauci św. Jerzego, organizatorzy gościny. Noszą go od rana 11 sierpnia, kiedy przyjechała grupa młodych Polaków. Ubrani w czarne robocze skautowskie koszulki z nadrukiem lilijki i imionami.

– Tylko dlaczego jest ich tak mało? – narzeka Andreas Ringelkamp, szef grupy. Ma 28 lat, pracuje w urzędzie finansowym, razem z 13 osobami przygotował każdy szczegół pobytu młodzieży. – Spodziewaliśmy się kilkudziesięciu osób z Polski, a jest ich tylko kilkanaście. I to dlatego, że przyjaźnimy się z parafią św. Wawrzyńca we Wrocławiu. Więc mieli obowiązek nas odwiedzić.

Okoliczne parafie nie mają kogo przyjmować, choć są na to przygotowane. Czyżby większość Polaków wydała oszczędności na wyjazd na pogrzeb Jana Pawła II?

Przed domem parafialnym na powitanie ustawili wycięty z drewna pociąg. Nad nim ogromny napis w trzech językach – niemieckim, polskim i włoskim: dworzec kolejowy. We wnętrzu przygotowano kawiarnię dworcową, przechowalnię bagażu. Na ścianach malowana ręcznie farbkami mapa Europy i Ameryki Południowej, skąd pochodzi Miquelo. Żeby każdy, kto wysiadł na tym dworcu w Lanstrop, mógł pokazać innym, gdzie leży jego kraj. Panie ze Związku Kobiet Katolickich przy-gotowały przy-smaki tutejszej kuchni. Jest tu frikadellen, przypominający nasz mielony, kartoflana sałatka, warzywa, owoce, lody. Menu jak na wystawnym przyjęciu. Młodzież z Polski przyszła w towarzystwie „swoich rodzin”. Nazywają ich tak, bo rzeczywiście zdążyli się z nimi zaprzyjaźnić.

– Naszej gospodyni przed rokiem zmarł mąż, opowiedziała nam o nim, pokazała zdjęcia, uroniła łezkę. Też byliśmy wzruszeni, że dopuściła nas do swoich tajemnic, jak byśmy byli jej wnukami – opowiada Kamila. Kuba, student piątego roku teologii, jest pod wrażeniem życzliwości Christy i Gerarda.

– Po obiedzie pojechaliśmy na wspólną wycieczkę rowerową, tu szanuje się rowerzystów. Gospodarze zastawili stoły jedzeniem. Dotąd nie znaliśmy niemieckiej gościnności, jest taka sama jak polska, a może jeszcze większa. Niektóre rodziny goszczące Polaków są podwójnie wzruszone, bo mają polskie korzenie. To dla nich okazja do przypomnienia języka ojczystego. Mirka i Tadeusz Kuciasowie pochodzący ze Śląska tłumaczyli na polski teksty, informujące młodych gości o tym, co czeka ich w czasie pobytu. – Najtrudniejsze były przekłady fragmentów czytań na niedzielną Mszę świętą – mówi Tadeusz. W ramach „dnia zaangażowania społecznego” goście razem z gospodarzami będą budować ławkę, drążek dla ptaków drapieżnych, na terenie byłego wysypiska śmieci w pobliżu Lanstrop, oraz tablicę informacyjną z planem dzielnicy. A po południu w centrum w centrum miasta zagrają dla nich zespoły – K.R.A.S.S z Niemiec i Finn ze Stanów Zjednoczonych. Będą też mogli się modlić w grupie Taizé, i spróbować walki sumo. Wśród czekających nie ma
wielu niemieckich nastolatków. Ale 14-letnią Nicolke, która przyszła tu z ciekawości, wciąga gorąca atmosfera.

– W Niemczech uczniowie, którzy skończyli 14 lat, mogą sami zdecydować, jakie wyznanie wybierają – mówi jej mama. Wielu z lenistwa przestaje chodzić na religię i do kościoła. Może Światowe Dni obudzą ich wiarę.

Dopiero o 21.00 przyjeżdża autokar z kilkunastoma Włochami. Fillipo, Claudio i Matheo, ubrani na kolorowo, wysiadają, odpowiadając oklaskami na przywitanie gospodarzy. Wszyscy przenoszą się do stacji dworcowej, czyli domu parafialnego. Proboszcz Rupert razem z duszpasterzem grupy włoskiej święci drewniany krzyż z logo Światowych Dni Młodzieży, który skauci wykonali sami. – Ten krzyż będzie nam was przypominać – mówi.

Barbara Gruszka-Zych

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)