Kolejny Polak zaginął we Włoszech
"Dziennik Zachodni" pisze o Januszu Głowie z
Czeladzi (Śląsk), który wyjechał do Włoch do pracy przy zbiorze
mandarynek i ślad po nim zaginął.
08.09.2006 | aktual.: 08.09.2006 00:28
Matka Janusza Marianna od trzech lat czeka na telefon od syna. Janusz ostatni raz dzwonił do domu 11 września 2004 roku. Telefonował z Bari, we Włoszech. Był nerwowy. Jakby rozmawiał pod przymusem - wspomina pani Marianna. Zdrętwiałam, gdy go usłyszałam. Odpowiadał półsłówkami, niechętnie. W telefonie słychać było panujący wokół syna gwar - opowiada.
Gdzie jesteś synku? - pytała. Jak ci pomóc? Wracaj. Niczym się nie przejmuj tylko wracaj - prosiła. Nie mogę teraz mówić. Odezwę się - odpowiedział i szybko skończył rozmowę.
Marianna słyszała w jego głosie lęk. Od tamtej pory cisza. Nie odezwał się już - łka kobieta.
Janusz Głowa wraz z pięcioma kolegami z osiedla wyjechał do Włoch 3 listopada 2003 roku. Zwerbowała ich pośredniczka - relacjonuje gazeta. Pieniądze na podróż, która miała odmienić jego życie, pożyczył od rodziny. W Polsce Janusz - operator dźwigów wysokościowych, od dawna był bezrobotny. Łapał się każdego zajęcia, ale zarabiał grosze. Jego żonę - pielęgniarkę właśnie zwolniono ze szpitala. Nędza zajrzała im w oczy. Postanowił wyjechać - mówi ojciec Janusza Stanisław.
Po miesiącu koledzy Janusza Głowy wrócili do kraju. Tłumaczyli, że mandarynki nie obrodziły. Janusz jednak nie wrócił.
Jak czytamy w dzienniku Janusz Głowa ma 45 lat, oczy piwne, 175 centymetrów wzrostu i jako jeden z 10 mieszkańców województwa śląskiego, znalazł się na sporządzonej przez krakowską Prokuraturę Okręgową liście Polaków zaginionych we Włoszech.
"Dziennik Zachodni" przypuszcza, że Janusz Głowa trafił do jednego z obozów pracy pod Bari. (PAP)