Klątwa guru
Zabiciem papieża, wysadzeniem w powietrze
klasztoru na Jasnej Górze oraz wyrokami śmierci na niepokornych
grozi Ryszard M., guru Bractwa Zakonnego Himavanti - pisze "Gazeta
Wrocławska".
Choć guru przebywa w areszcie, jego macki sięgają daleko - mówią byli członkowie sekty. "Niech zdechną szybko i w męczarniach
. Oto klątwa, którą Ryszard M., duchowy przywódca jednej z najgroźniejszych sekt w Polsce, rzuca na tych, którzy mu się sprzeciwili" - mówi Ryszard Nowak, szef Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami. Że nie są to tylko czcze słowa, potwierdzają świadkowie, pochodzący z Krakowa byli członkowie bractwa Himavanti, którzy wyłamali się spod terrorystycznego dyktatu Ryszarda M.
"Modliliśmy się do niego, padaliśmy na twarz, bo wzbudzał w nas wielki autorytet. Kazał otaczać się kultem" - opowiada Bożena M., która w latach 90-tych, w poszukiwaniu odskoczni od życia codziennego, zapisała się na medytacje techniką jogi. "Mistrz kazał sobie myć nogi i żądał, aby pić wodę, która po tym została" - mówi Tadeusz Dżajant Ibrahim Dellani. Skąd takie nazwisko u rodowitego Polaka? Członkowie bractwa byli zmuszani do zmiany danych osobowych. "Zmieniłem tożsamość na rozkaz guru" - mówi "GW" mężczyzna, pokazując dowód osobisty z nadanym mu przez Ryszarda M. dziwnym nazwiskiem.
Były też doświadczenia łóżkowe i z prochami. M. nie krył upodobań homoseksualnych. Sam kojarzył ludzi w pary oraz rozbijał związki, które mu się nie podobały - relacjonują byli członkowie sekty. A wszystko zaczęło się od niewinnych spotkań poświęconych wschodnim technikom medytacji - ostrzega gazeta.