Kieszonkowiec sam zadzwonił po policję
Dziarska starsza pani przez dwadzieścia minut walczyła z kieszonkowcem, który okradł ją w tramwaju. Wreszcie złodziej skapitulował i sam zadzwonił na policję.
- Bałem się, że kobitka dostanie zawału - wyznał policjantom. - Krew jej napłynęła do twarzy i tak dziwnie sapała.
W czwartkowe popołudnie 70-letnia Marianna Ch. wsiadła do tramwaju nr 12. Chciała dostać się na gdańskie Siedlce. W połowie drogi, na wysokości restauracji "Cristal" we Wrzeszczu poczuła, że pcha się na nią trzech podejrzanych typków. Domyśliła się, że to podstęp. Chcieli najwyraźniej zrobić wokół starszej pani tzw. sztuczny tłum. I rzeczywiście. Po chwili kobieta poczuła, że ktoś zanurza rękę w jej torebce. Złodziej wyciągnął portfel, szybko podał go dwóm swoim kompanom, którzy zaraz wyskoczyli z tramwaju. Pani Marianna chwyciła delikwenta za poły kurtki i podniosła larum: Policja, złapałam złodzieja - wołała. Nikt z podróżujących z nią pasażerów nie reagował na wrzaski z końca wagonu. Trzymałam tego bandziora najmocniej, jak umiałam - opowiadała wzburzona policjantom. - Myślałam, że ktoś zadzwoni po policję, ale wszyscy stali odwróceni i udawali, że nas nie widzą. W wagonie było kilkanaście osób.
Pani Marianna szarpała się ze złodziejem ponad dwadzieścia minut. Kiedy ten zobaczył, że sędziwej pani zaczyna brakować tchu, a jej twarz nabiera sinego koloru zaklął pod nosem, wyciągnął telefon komórkowy i zadzwonił na policję. Ofiara i złodziej - wczepieni w siebie - dojechali razem do pętli tramwajowej na gdańskich Siedlcach. Na miejscu czekali już policjanci. Złodziejem okazał się 24-letni Tomasz W. z Legnicy. Mężczyzna był już karany za oszustwa i kradzieże. Tomasz W. przebywa w Policyjnej Izbie Zatrzymań. Nie miał wyjścia i przyznał się, że to on okradł kobietę. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Karolina Ołoś, (Polskapresse)