Kazali nam wrobić szefa
Uderzyłem w mieszankę biznesu, polityki i
sportu. To wystarczyło, żeby uderzyć we mnie - mówi policjant z
Bydgoszczy, który najpierw rozpracował aferalne powiązania między
politykami z SLD i klubem sportowym, a potem stracił śledztwo i
posadę - donosi "Gazeta Wyborcza".
12.01.2004 | aktual.: 12.01.2004 12:58
Krzysztof Mikietyński, naczelnik sekcji do walki z przestępczością gospodarczą Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy, do stolicy województwa trafił z komendy powiatowej w Nakle. Pod jego kierownictwem bydgoska sekcja w ostatnim wewnętrznym rankingu takich jednostek zajęła trzecie miejsce, kilka lat temu była na szarym końcu - pisze gazeta.
To Nikietyński stoi za rozpracowaniem "afery perfumowej" (wprowadzenie na rynek podrabianych dezodorantów) i tak zwanej afery sterydowej (handel anabolikami i receptami). Sukcesy docenili przełożeni: w 2002 roku naczelnik dostał od prezydenta Kwaśniewskiego Brązowy Krzyż Zasługi, kilka miesięcy temu od Krzysztofa Janika srebrny medal "Zasłużony Policjant" - przypomina "Gazeta Wyborcza". Według niej Mikietyński był ceniony, dopóki w połowie ubiegłego roku nie wziął się za sprawę klubu sportowego Polonia Bydgoszcz. "Nie przypuszczałem, że to będzie mój koniec w policji" - powiedział gazecie.
Po kilkumiesięcznym dochodzeniu sekcja Mikietyńskiego postawiła zarzuty i wsadziła do aresztu dwóch ludzi z władz klubu. Jak ustalili dziennikarze "Gazety" i telewizji TVN, śledztwo zmierzało wyżej - do SLD-owskich władz Bydgoszczy i dyrektora jednego z banków. Odpowiadali oni m.in. za pompowanie pieniędzy w klub, który je sprzeniewierzał. W zamian "Polonia" robiła propagandę wyborczą Sojuszowi. Działacze karmili też na bankietach notabli Sojuszu i kupowali im prezenty. Nawet premierowi Millerowi podarowali złoty zegarek - pisze "Gazeta". (PAP)