Kasjer Vogel
Ponad 50 mln franków szwajcarskich łapówek przepłynęło dla niektórych polskich polityków przez rachunki w Coutts Banku i EFG Banku w Zurychu.
Jaką rolę w polskiej polityce i biznesie odgrywał Peter Vogel? Jak Vogel, ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego sprawca mordu, później finansista w Szwajcarii, stał się jednym ze zworników polityczno-finansowego układu, który dominował w Polsce przez ostatnie dziesięć lat? Szwajcarscy śledczy potwierdzili istnienie około 30 rachunków w Coutts Banku i EFG Banku w Zurychu, przez które miały być transferowane łapówki, m.in. dla niektórych polskich polityków - łącznie ponad 50 mln franków szwajcarskich. Obecnie te konta - na wniosek szwajcarskiej prokuratury - zostały zablokowane.
Tamtejsi śledczy weryfikują zeznania, które złożył aresztowany w 2004 r. biznesmen Marek Dochnal. Wśród prześwietlanych wątków znajduje się także ten dotyczący przelewów przez konta Dochnala łapówek, za które rosyjski koncern Łukoil miał zdobywać przychylność polskich polityków przy prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej. - Na podstawie zeznań Marka Dochnala złożonych w Polsce odtwarzamy przepływy pieniędzy między zablokowanymi kontami w obu bankach - powiedział "Wprost" Peter Hoenig, prokurator z Zurychu. Konta są własnością firm należących do polskich obywateli.
Morderca szczególnej troski
Peter Vogel vel Piotr Filipczyński urodził się w kwietniu 1954 r. Pod koniec 1971 r. trafił do więzienia z 25-letnim wyrokiem za brutalne zabójstwo, które popełnił jako nastolatek. Zabił guwernantkę kolegi ze szkoły. Mieszkający w podwarszawskim Komorowie znajomi Filipczyńskich długo nie mogli wyjść z szoku. Wstrząsająca zbrodnia na staruszce, której ciało Filipczyński podpalił, była w Komorowie szeroko komentowana. - To była spokojna, inteligencka rodzina. Długo nie mogliśmy uwierzyć w to, co się stało - wspominają ówcześni sąsiedzi Filipczyńskich. Filipczyński zabił, bo potrzebował pieniędzy na imprezę - skradł zamordowanej 12 tys. zł.
Rada Państwa wyrok na Filipczyńskiego złagodziła do 15 lat więzienia. Nic dziwnego, ojciec młodocianego mordercy był wysoko postawionym PRL-owskim dyplomatą. Prawdopodobnie właśnie układy ojca zdecydowały o tym, że już we wrześniu 1979 r. Filipczyński - w ramach przerwy w odbywaniu kary - opuścił więzienie, a 18 lipca 1983 r. wyjechał z kraju. W tym czasie trwał stan wojenny i wyjazd za granicę dla normalnych obywateli był niemal niemożliwy. Cała sprawa nie mogła się więc odbyć bez wiedzy i przyzwolenia PRL-owskich tajnych służb. Filipczyński dostał paszport i mógł spokojnie opuścić Polskę. Według informacji, do których dotarli dziennikarze "Wprost", najprawdopodobniej pomogły mu w tym wojskowe tajne służby.
Tomasz Butkiewicz
Jarosław Jakimczyk
Współpraca: Balz Rigendinger ("Facts"), Grzegorz Indulski