Karateka zgwałcił nieletniego?
Łódzka prokuratura oskarżyła trenera karate Andrzeja M. o wykorzystywanie seksualne dwóch małoletnich zawodników i wielokrotne zgwałcenie jednego z nich. Mężczyzna przebywa w areszcie i nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Grozi mu kara do 10 lat więzienia.
22.09.2005 | aktual.: 22.09.2005 12:12
Akt oskarżenia w tej sprawie jest już w łódzkim sądzie rejonowym - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi, Krzysztof Kopania.
Śledztwo dotyczące molestowania seksualnego małoletnich zawodników przez trenera wszczęto w lutym tego roku po doniesieniu prezesa Okręgowego Związku Karate (OZK) w Łodzi Henryka Maruchy. Sprawę ujawnili dziennikarze Polskiej Agencji Prasowej i radia RMF FM. Po publikacjach na ten temat do dziennikarzy zgłosił się były zawodnik klubu, twierdząc, że również był molestowany na obozie szkoleniowym dziesięć lat wcześniej.
W trakcie śledztwa przesłuchano m.in. pokrzywdzonych chłopców i ich rodziców. Zebrany materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie trenerowi karate zarzutów wykorzystywania seksualnego i wielokrotnego zgwałcenia małoletniego chłopca poniżej 15-tego roku życia. Do tych przestępstw miało dojść - według prokuratury - w latach 1990-96.
Z ustaleń prokuratury wynika, że w tym okresie oskarżony wielokrotnie przy użyciu przemocy doprowadzał małoletniego do obcowania płciowego - powiedział Kopania. Trenerowi przedstawiono także zarzut molestowania innego małoletniego chłopca na obozie sportowym w Murzasichlu w lecie ubiegłego roku. Ze względu na charakter czynów prokuratura nie udziela szczegółowych informacji w tej sprawie.
W skierowanym do prokuratury zawiadomieniu prezes łódzkiego OZK napisał, że do związku dotarły informacje od rodziców dwóch zawodników o czynach lubieżnych i nieobyczajnych, których miał się dopuścić M. wobec nieletnich. Do zdarzenia miało dojść latem ubiegłego roku podczas obozu sportowego w Murzasichlu.
O wydarzeniach w Murzasichlu dziennikarzom opowiedział ojciec jednego z zawodników, który wraz z synem uczestniczył w zgrupowaniu klubu. Jego zdaniem, zachowanie trenera w Murzasichlu nie było jednostkowym incydentem; potwierdził to też były współpracownik trenera.