Kara dla ojca chłopca-bohatera
Na trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu
na sześć lat skazał łódzki sąd Aleksandra Ch., ojca 7-letniego Brajana. Chłopiec, wzywając w lutym br. straż pożarną do
płonącego mieszkania, uratował w ten sposób swojego ojca oraz
mieszkańców kamienicy, sam jednak po kilku dniach zmarł w szpitalu
w wyniku zaczadzenia.
Sąd przychylił się do wniosku Ch., który dobrowolnie poddał się karze.
Prokuratura oskarżyła 36-letniego Aleksandra Ch. o nieumyślne spowodowanie pożaru mieszkania, który zagrażał życiu i zdrowiu wielu osób i w wyniku którego zmarł jego syn, oraz spowodowanie 30 tys. zł strat w mieniu budynku.
Ch. przyznał się do stawianych mu zarzutów. W trakcie postępowania wyraził żal i skruchę.
Pożar wybuchł w lutym tego roku w jednym z mieszkań kamienicy przy ul. Dowborczyków w Łodzi. Brajan, który przebywał w płonącym mieszkaniu, zadzwonił po straż pożarną. Według strażaków, prosząc o pomoc chłopiec powiedział swoje imię i nazwę ulicy. W trakcie rozmowy w słuchawce rozległ się głos mężczyzny, który powiedział, że jest ojcem dziecka, a pożar został przez niego przygaszony. Jednak strażacy wyjechali do zgłoszenia. Gdy dotarli na miejsce, z mieszkania na drugim piętrze wydobywał się ogień i kłęby dymu.
Zdaniem strażaków, gdyby nie telefon chłopca, ogień mógłby ogarnąć inne lokale w kamienicy. Przy drzwiach wejściowych płonącego mieszkania znaleziono leżącego mężczyznę, dalej w pokoju na podłodze leżał chłopiec. Podjęto reanimację dziecka i przewieziono je do szpitala. Jednak mimo wysiłków lekarzy chłopiec po kilku dniach zmarł. Jego matka zgodziła się na pobranie narządów chłopca do przeszczepów.
Według ustaleń prokuratury, zanim doszło do tragedii, ojciec Brajana wraz ze swoim kolegą pił alkohol. Obaj palili też papierosy. Po wyjściu kolegi mężczyzna wrzucił niedopałki papierosów do torebki foliowej, w której znajdowały się śmieci. Później wraz z synem oglądał telewizję. Po jakimś czasie poczuł dym z przedpokoju. W kuchni paliła się podłoga.
Ch. powiedział, że próbował gasić zarzewie ognia mokrymi ścierkami. Myślał, że ugasił pożar.
Śmierć 7-letniego Brajana wstrząsnęła Łodzią. Na wniosek władz miasta prezydent Aleksander Kwaśniewski nadał chłopcu pośmiertnie medal za ofiarność i odwagę. Imieniem Brajana nazwano też plac zabaw dla dzieci w łódzkim ogrodzie zoologicznym, gdzie chłopiec lubił się bawić.