Kaczmarek na polowaniu
"Moim skromnym zdaniem on jest skończony - tak o Wiesławie Kaczmarku, swoim niedawnym koledze, mówi były szef UOP Zbigniew Siemiątkowski. Mówi niewiele, bo obaj zasiądą przed sejmową komisją śledczą. - To przecież mój przeciwnik procesowy - dodaje rozgoryczony Siemiątkowski. Zna Kaczmarka od ponad dwudziestu lat. A teraz, dzięki rewelacjom byłego ministra skarbu, ma spore szanse na to, by stanąć przed Trybunałem Stanu. Siemiątkowski nie kryje więc żalu do swego niedawnego kolegi: - Rozumiem, miał porachunki z Millerem. Miał porachunki z Kulczykiem. Ale ja? Co ja mu zrobiłem?" - czytamy w
"Rzeczpospolitej"
23.08.2004 | aktual.: 23.08.2004 06:35
"2 kwietnia tego roku na łamach "Gazety Wyborczej" Kaczmarek odpalił granat - ujawnił okoliczności zatrzymania przed dwoma laty ówczesnego prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Twierdzi, że w gronie: Leszek Miller (premier), Barbara Piwnik (minister sprawiedliwości) i Zbigniew Siemiątkowski (szef UOP), zastanawiano się nad użyciem służb specjalnych, by usunąć Modrzejewskiego. Tak też się stało(...)" - przypomina gazeta.
"Po rewelacjach Kaczmarka zamarła opinia publiczna, ale przede wszystkim SLD. Oto jeden z głównych polityków Sojuszu złamał zmowę milczenia i oskarżył lidera swej partii oraz ministrów swego rządu o bezprawne wykorzystanie specsłużb w rozgrywce dotyczącej spółki, w której skarb państwa ma zaledwie 27 proc. akcji. - Omamy i zwidy - komentował na gorąco opowieść Kaczmarka premier Miller" - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Kaczmarek mówił: "Nie chciałem dłużej firmować spraw, które były rozgrywane na krawędzi prawa albo poza nim. Nie chciałem też poddawać się żadnym naciskom. Nie widzę powodu, by ci, którzy działali na mój rachunek, pozostali bezkarni, a ja - bym musiał się teraz z wszystkiego tłumaczyć". Na uwagę, że milczał przez dwa lata i dziś jego słowa brzmią mało wiarygodnie, odpowiada zirytowany: - A czy wystarczająco wiarygodne jest to, że czasem człowiek boi się powiedzieć, jak było naprawdę?
"(...)Mówi się, że +sypnął+, bo: - nie mógł dłużej znieść oskarżeń o niecne działania, w których nie maczał palców (wersja jego własna i bliskich mu osób) - chciał zostać szefem komisji finansów, ale SLD nie chciała się na to zgodzić, więc zaprotestował przeciwko spychaniu na margines (wersja popularna w Sojuszu) - uprzedził atak na siebie - dowiedział się, że ktoś wyciągnie mu brudy z przeszłości, więc postanowił zaatakować pierwszy. Według tej wersji to dlatego dziś Kaczmarek dostaje po głowie" - czytamy na łamach "Rzeczpospolitej". (PAP)