"Jeszcze jakiś numer wywinę"
Tyle razy co on nie upadał w polskiej polityce żaden polityk. Stracił stanowiska premiera, marszałka Sejmu, szefa partii. Prawie zawsze się podnosił. Jak będzie teraz? - Proszę tylko nie stawiać na mnie krzyżyka. Jeszcze dam o sobie znać - podkreśla w rozmowie z tygodnikiem "Wprost".
Na wizytówce Oleksego, ciągle widnieje: „Józef Oleksy, marszałek Sejmu II i IV kadencji, były premier RP”. W tym roku chciał wrócić na Wiejską, ale SLD zaproponował mu miejsce na liście gwarantujące porażkę, a nie powrót. Ujął się więc honorem i ze startu zrezygnował.
Oleksy skarży się, że zapomina się o jego licznych zasługach a gdy pojawia się jego nazwisko, od razu zostaje wtłoczone w fałszywy schemat: sprawa Olina i oskarżenie o szpiegostwo, ciągnący się latami proces lustracyjny, afera paliwowa, taśmy Gudzowatego. - W tym obrazie ginie 20 lat pracy dla kraju - mówi.
Gdy wytoczono mu pierwszy w Polsce proces o kłamstwo lustracyjne, koledzy żartowali, że "lepiej by było, gdyby został księdzem". W partii mówiono o nim „Józek choinka”, właśnie ze względu na mnogość funkcji. Po Warszawie krążył wtedy dowcip: Oleksy wsiada do taksówki. Na pytanie: „Dokąd?”, odpowiada: „Obojętne. Wszędzie mnie potrzebują”.
Potem jedna kolacja z Guzowatym spowodowała, że wypadł z gry. Po tym, jak powiedział, że Leszek Miller to „dupek zawzięty”, Jolanta Kwaśniewska to „wyfiokowana Jola, która przez 15 minut uczy w telewizji, jak jeść bezy”, a Aleksander Kwaśniewski to „mały krętacz, który za co się brał, zawsze spier…”, wyrzucono go z partii.
Nieoficjalnie mówi się, że Oleksy dogadał się już z Grzegorzem Napieralskim, który miał mu obiecać jedynkę na warszawskiej liście w najbliższych wyborach europejskich, w 2014 r.
- Proszę tylko nie stawiać na mnie krzyżyka. Jeszcze dam o sobie znać. Jeszcze jakiś numer wywinę - kończy wywiad Józef Oleksy.