Siwak skierował skargę do Dyrekcji Okręgowej Narodowego Funduszu Zdrowia we Wrocławiu. Żąda od kierownictwa placówki oddania pieniędzy, które przekazał w dwóch ratach: 680 zł i 844,50 zł.
- Lekarz powiedział mnie i mojej rodzinie, że jeśli nie dostanę odpowiednich lekarstw, mogę nawet umrzeć, relacjonuje Siwak. - Podpisałem dokumenty wpłaty darowizny do kasy szpitala. Protestuję przeciwko takim darowiznom, ale wtedy byłem chory, byłem w szoku i nie wiedziałem do końca co robię, co podpisuję - opowiada pacjent.
Dr Costa uważa, że nie zrobił niczego niewłaściwego. Lekarstwa nie było na oddziale, a właśnie ono uratowało pacjentowi życie.
Adam Zdaniuk, dyrektor legnickiego oddziału NFZ zapowiada dokładne zbadanie sprawy. I jeśli okaże się, że leczenie Jerzego Siwaka było finansowane z dwóch źródeł, a więc oprócz pieniędzy z NFZ także z jego darowizny, to środki te szpital będzie musiał oddać. Niestety przypadki takie nie są rzadkością, a dochodzenie praw pacjentów odbywa się najczęściej przed sądem. (PAP)