Jackson był ofiarą swojego lekarza?
Według osób, z którymi Michael Jackson stykał się w ostatnich dniach swego życia, "Król Popu" wyglądał na całkiem zdrowego, nawet na krótko przed swą nagłą śmiercią w czwartek. Jak wynika z relacji świadków, przedwcześnie zmarły gwiazdor mógł być niezamierzoną ofiarą swego niekompetentnego lekarza.
27.06.2009 | aktual.: 27.06.2009 20:59
Telewizje Fox News i CNN podały, że Jackson do ostatnich dni intensywnie przygotowywał się do zapowiedzianych na połowę lipca koncertów w Londynie, które miały się stać punktem zwrotnym w jego karierze, załamującej się w ostatnich latach po serii skandali. Wyglądało, że jest w dobrej formie.
W sobotę urząd lekarza sądowego w Los Angeles przekazał rodzinie ciało zmarłego idola. Sekcja zwłok przeprowadzona poprzedniego dnia - jak poinformował rzecznik urzędu Craig Harvey - nie pozwala na razie na definitywne orzeczenie przyczyny zgonu.
Jak powiedział Harvey, potrzebne są dodatkowe testy, które potrwają kilka tygodni. Nieoficjalnie przypuszcza się jednak, że Jackson zmarł na atak serca wywołany wstrzykniętym mu demerolem - silnym narkotykiem o działaniu podobnym do morfiny. Gwiazdor brał liczne leki antydepresyjne i przeciwbólowe.
Okoliczności śmierci Jacksona są niejasne, chociaż wiadomo, że był przy nim wtedy jego osobisty lekarz. Z licznych relacji wynika, że chodzi o kardiologa, doktora Conrada Murraya i że próbował on ratować pacjenta, gdy ten stracił przytomność. Wskazuje na to nagranie telefonu wykonanego na pogotowie przez nieznaną z nazwiska osobę z domu Jacksona.
56-letni Murray miał licencję lekarską, ale nie posiadał specjalnego zaświadczenia wydawanego przez samorząd lekarski, które jest w USA potwierdzeniem wysokich kwalifikacji. Jak wynika z relacji wspomnianej osoby telefonującej na pogotowie, Murray reanimował Jacksona na łóżku, zamiast na twardym podłożu; dyżurny z pogotowia poradził przez telefon, żeby położyć go na podłodze.
Murray był także oskarżany o niepłacenie podatków, a 17 lat temu zwrócił się o ochronę przed wierzycielami z powodu niewypłacalności. Policja przesłuchała go i zarekwirowała mu samochód, w którym mogły się znajdować leki uzależniające.
Tymczasem kolejne sławy show-businessu wyrażają żal po niespodziewanym zgonie Jacksona. - Nie mogę przestać płakać, nie mogę sobie tego wyobrazić. To zbyt nagłe i wstrząsające - powiedziała inna gwiazda muzyki pop, Diana Ross.
Była żona Michaela, Lisa Marie Presley powiedziała, że przeczuwał on, iż umrze tak nagle, podobnie jak jej ojciec - zmarły w 1977 roku w wieku 41 lat Elvis Presley.
Tomasz Zalewski