Jacek Żakowski: Rubikon Andrzeja Dudy
Jeśli Andrzej Duda zlekceważy środowy, niewygodny dla PiS wyrok Trybunału, Prezydent, rząd Beaty Szydło i PiS znajdą się w sytuacji nieporównanie gorszej niż Orban. Bo łamanie konstytucji i zasad państwa prawa będzie oczywiste. Nie tylko Rada Europy, ale też Unia Europejska, NATO, USA w takiej sytuacji będą musiały zająć stanowisko. Polska nie będzie już w jednej grupie z niepokorną Słowacją i kłopotliwymi Węgrami. Wyląduje obok Białorusi, albo Ukrainy za Janukowycza - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
Jeśli Andrzej Duda zlekceważy środowy, niewygodny dla PiS wyrok Trybunału, prezydent, rząd Beaty Szydło i PiS znajdą się w sytuacji nieporównanie gorszej niż Orban. Bo łamanie konstytucji i zasad państwa prawa będzie oczywiste. Nie tylko Rada Europy, ale też Unia Europejska, NATO, USA w takiej sytuacji będą musiały zająć stanowisko. Polska nie będzie już w jednej grupie z niepokorną Słowacją i kłopotliwymi Węgrami. Wyląduje obok Białorusi, albo Ukrainy za Janukowycza - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
Polityczna zmiana, proponowana przez prezesa Kaczyńskiego, ma bardzo wiele zalet i jedną zasadniczą wadę. Tą wadą jest - jak się okazało - nieusuwalna, chroniczna niezdolność do rządzenia w zgodzie z zasadami demokratycznego państwa prawa. Osiem lat temu ta niezdolność zmarnowała wszystkie wysiłki PiS. Teraz cena może być jeszcze większa. Będzie nią nie tylko unieważnienie PiS-owskich reform, ale też narażenie PiS-owskiej elity na trwałe wykluczenie z polskiej polityki i ryzyko niezwykle kosztownego wyłączenia Polski z zachodniej wspólnoty demokratycznej.
W planach rządu Beaty Szydło jest wiele potrzebnych, od dawna oczekiwanych i promowanych przez różne środowiska pomysłów. Dentyści w szkołach, jednolite opodatkowanie dochodów z różnych źródeł, darmowe lekarstwa dla seniorów, przekształcenie państwowych mediów komercyjnych w media publiczne, radykalne podniesienie kwoty wolnej od podatku, dociążenie podatkowe banków i marketów, uzależnienie prawa do emerytury od stażu pracy itp. Takich przykładów jest pewnie jeszcze kilkadziesiąt. W każdym przypadku można i zwykle nawet trzeba spierać się o szczegóły, ale same idee są trafne, a ich realizacja jest od dawna oczywiście potrzebna.
Pomijając realizacyjne szczegóły, które w przyszłości zwykle będzie można poprawiać, wszystkie te pomysły mają jedną zasadniczą wadę. PiS chce je wprowadzać w życie z pominięciem faktycznej kontroli konstytucyjnej. Faktycznemu zniesieniu tej kontroli - co dość otwarcie mówią czołowi politycy PiS - służy rozpętanie wojny o Trybunał Konstytucyjny. Widać, że PiS chce go nie tyle przejąć, co unieważnić. Żeby nie przeszkadzał w realizowaniu reform i planów politycznych.
PiS może ten zamiar osiągnąć różnymi sposobami. prezydent może bez końca uchylać się od zaprzysiężenia trzech legalnie wybranych sędziów. Gdy kadencja przewodniczącego i wiceprzewodniczącego się skończy, prezydent może się uchylić od powołania następców. Trybunał straci wtedy zdolność do działania i orzekania. Premier może nie ogłaszać wyroków Trybunału w Dzienniku Ustaw, przez co nie będą one miały mocy obowiązującej. Można też sobie wyobrazić, że rząd przestanie przelewać pieniądze na konto Trybunału, pozbawi go siedziby etc., albo że rządowa większość przyjmie ustawę, która jakimś sposobem faktycznie uniemożliwi Trybunałowi działanie, a kiedy zostanie ona zakwestionowana, rząd nie opublikuje wyroku.
Inaczej mówiąc, poza uchylaniem się prezydenta od obowiązku zaprzysiężenia legalnie i skutecznie wybranych sędziów Trybunału, można wyobrazić sobie wiele innych sposobów nielegalnego paraliżowania pracy sędziów przez władzę wykonawczą i ustawodawczą, czyli przez prezydenta, rząd i większość parlamentarną. Jeśli PiS istotnie jest zdeterminowany, by chronić swoje ustawy przed skuteczną kontrolą ich konstytucyjności, choćby łamiąc prawo, może to robić tak długo, jak długo dysponuje wystarczającą sejmową większością, rządem, urzędem prezydenckim, urzędnikami i funkcjonariuszami wykonującymi choćby bezprawne polecenia. Dalszy bieg zdarzeń jest jednak łatwy do przewidzenia.
Już widać, że państwo prawa nie podda się bez walki. Z każdym kolejnym krokiem narastającego konfliktu PiS będzie więc musiał decydować się na kolejne naruszanie prawa. Nawet jeżeli chwilowo prawo będzie bezsilne - bo przecież Trybunał nie ma swojej policji, służb ani żadnych innych "organów wykonawczych" - to kiedyś, po zmianie większości sejmowej, tę siłę odzyska. Idąc dalej tą drogą, czołowe postaci obozu PiS-owskiego dość szybko znajdą się więc w sytuacji zmuszającej do dokonania dramatycznego wyboru między grożącymi im surowymi karami w razie utraty władzy, a zrobieniem wszystkiego, by władzy nie oddać. Do czego to prowadzi, łatwo się domyślić.
Ten tydzień będzie decydujący. Zwlekając z zaprzysiężeniem legalnie wybranych sędziów i zaprzysięgając w ubiegłym tygodniu osoby nielegalnie wybrane, prezydent Andrzej Duda wszedł już po kolana w grząski nurt Rubikonu dzielącego naciąganie prawa od działania świadomie bezprawnego, które nie będzie mogło pozostać bezkarne. Jeżeli w środę Trybunał Konstytucyjny stwierdzi wprost - co jest bardzo prawdopodobne - że piątka PiS-owska została wybrana - więc także zaprzysiężona - bezprawnie, prezydent będzie musiał podjąć dramatyczną decyzję. Albo przyjmie przysięgę legalnie wybranej w poprzedniej kadencji trójki i przysięgę piątki uzna za niebyłą, albo złamie swoją własną prezydencką przysięgę, w której zobowiązał się stać na straży konstytucji i praw Rzeczpospolitej. Jeśli zdecyduje się zrobić kolejny krok do przodu i przekroczyć Rubikon, całe jego dalsze sprawowanie urzędu będzie tylko czekaniem na moment, w którym Rzeczpospolita wymierzy mu karę.
W podobnej sytuacji znajdzie się wiele osób, którym PiS powierzył wysokie urzędy i które będą musiały konsumować skutki tej sytuacji. Naturalną reakcją opozycji będzie wniosek o postawienie prezydenta przed Trybunałem Stanu. PiS może ten wniosek bez trudu odrzucić, ale zacznie się polityczne piekło, jakiego wolna Polska jeszcze nie widziała.
Jeśli Andrzej Duda zlekceważy środowy, niewygodny dla PiS wyrok Trybunału, prezydent, rząd Beaty Szydło i PiS znajdą się w sytuacji nieporównanie gorszej niż Orban. Bo łamanie konstytucji i zasad państwa prawa będzie oczywiste. Nie tylko Rada Europy, ale też Unia Europejska, NATO, USA w takiej sytuacji będą musiały zająć stanowisko. Polska nie będzie już w jednej grupie z niepokorną Słowacją i kłopotliwymi Węgrami. Wyląduje obok Białorusi, albo Ukrainy za Janukowycza. Żadna międzynarodowa zachodnia struktura nie będzie mogła udawać, że nic się nie stało. I jest prawdopodobne, że nie będzie chciała. Bo w obliczu populistycznej fali w wielu krajach, ostentacyjne łamanie reguł demokratycznego państwa prawa jest groźne dla całego Zachodu. Wspólnota zachodnia zrobi więc zapewne, co będzie w jej mocy, by polski rząd przywołać do porządku. Jarosław Kaczyński może być zmuszony dużo szybciej, niż mu się dziś wydaje, podejmować decyzję,
czy chce, by Polska pozostała częścią zachodniej wspólnoty demokratycznej, czy też będzie szukał jakiejś innej drogi. Zwłaszcza, że eksplodujące napięcie będzie miało poważne skutki dla gospodarki, co pokrzyżuje realizację socjalnych obietnic i wymusi cięcie wydatków.
Ten kryzys wisi dziś w powietrzu. Jego absurdalność polega na tym, że nie jest on spowodowany treścią czy meritum polityki PiS, ale formą jej uprawiania. Nic bowiem nie wskazuje, że Trybunał zablokowałby istotne PiS-owskie reformy, gdyby były przeprowadzone sensowne pod względem formalnym. A wszystkie one (przynajmniej te, o których PiS mówi) bez wątpienia dadzą się tak przeprowadzić. Przekonanie, że nie będą podlegały kontroli Trybunału, zwiększy jednak pokusę, by je przeprowadzić niechlujnie, byle jak, na kolanie, pod względem formalnym na skróty. To sprawi, że następna władza (a przecież w końcu jakaś nowa władza będzie) bez trudu je obali i w dużej części cofnie.
Jeśli prezydent przekroczy w tym tygodniu Rubikon, może to fatalnie zaciążyć na bilansie całych rządów PiS. Finał może być taki, że PiS-owskie reformy padną wraz z rządami PiS. Czołowi politycy partii rządzącej zostaną po zmianie władzy trwale wyeliminowani przez Trybunał Stanu lub sądy powszechne, a osłabiona gospodarczo i politycznie Polska stanie się jeszcze łatwiejszym łupem, za co oczywiście zapłacą przede wszystkim najsłabsi, którym mają służyć reformy PiS-u.
Alternatywa jest dla prezydenta Dudy i PiS prestiżowo doraźnie trudniejsza, ale może im się bardziej opłacić. Zaprzysiężenie trzech sędziów i wybranie teraz tylko dwóch, utrudni wprawdzie reformy, ale umożliwi ich trwałość. Pozwoli zapobiec osłabiającemu Polskę zderzeniu z Zachodem, oszczędzi gospodarce wstrząsów i zwiększy szansę PiS na legalne utrzymanie władzy w następnej kadencji. To są może udać w zgodzie z prawem i demokracją. A przeciw nim - nie.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski