Ja tylko krzyczałem!
Poseł SLD znieważył młodego policjanta - informuje "Gazeta Wyborcza". "Poseł potraktował mnie jak chłystka. Krzyczał, głośno wyzywał. Na koniec zażądał numeru służbowego i groził, że pożałuję" - opowiada młody policjant, który w zeszły piątek po południu kierował ruchem na ulicy Dworcowej w Łaziskach Górnych.
W miasteczku odbywała się nadzwyczajna sesja rady miejskiej, a na rondzie pod magistratem 3 tysiące górników protestowało przeciwko likwidacji kopalni Bolesław Śmiały. Sierżant drogówki przysłany z pobliskiego Mikołowa Dariusz Z. stał kilkaset metrów od magistratu. Wszystkie auta kierował w prawo, bo inaczej wjechałyby w tłum ludzi na rondzie.
Z relacji sierżanta wynika, że kierowcy posłusznie skręcali, aż nagle nadjechał czerwony opel vectra z katowicką rejestracją. Mężczyzna za kierownicą miał brodę i czerwoną twarz. "Choć zatrzymywałem go lizakiem, on uparł się, że ominie blokadę i pojedzie prosto do urzędu" - wspomina policjant. "Kazałem mu zatrzymać się przy krawężniku i pokazać dokumenty. Wtedy zaczął mnie wyzywać. Krzyczał, że jest posłem".
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" ustalił, że był to Zbyszek Zaborowski, przewodniczący śląskiej rady wojewódzkiej SLD. Zaborowski przypomina sobie zajście, ale kategorycznie zaprzecza, by pod adresem policjanta użył wulgarnych słów.
"Oczywiście mi się to nie podoba, o ile historia jest prawdziwa" - powiedział gazecie Włodzimierz Nieporęt, krajowy rzecznik dyscypliny partyjnej SLD. Dodał, że niezależnie od tego, jak to było, poseł nie jest od pouczania policjanta. Jeśli uważał, że ten postępuje niewłaściwie, mógł się zwrócić do jego przełożonego - uważa Nieporęt.