Holenderski "obóz pracy"?
Polacy zatrudnieni w Holandii na czarno
chcą się uwolnić od niesłownego pracodawcy Marka W. - też Polaka.
Nie mogą jednak liczyć na pomoc naszego wymiaru sprawiedliwości.
Nie chce też pomóc ambasada Niderlandów w Warszawie - alarmuje
"Rzeczpospolita".
14.11.2006 | aktual.: 27.07.2007 12:29
Dziennik opisuje historię kilku Polaków zatrudnionych w niewolniczych warunkach u pochodzącego z Polski przedsiębiorcy budowlanego. Straszy on, że w przypadku próby ucieczki oskarży ich na policji o kradzież kilku tysięcy euro. Mieszkają w strasznych warunkach, a za pracę otrzymują dwa euro za godzinę, gdy stawka w Holandii wynosi 11-15 euro.
Januszowi J. niedawno udało się uciec z synem z placu budowy w okolicach Noordwijk w zachodniej Holandii. Polska ambasada w Hadze pożyczyła im pieniądze na powrót do Polski. Mężczyzna otrzymuje teraz rozpaczliwe sms’y od byłych współtowarzyszy niedoli, pozostawionych w Holandii. Proszą go o pomoc.
Janusz J. o sprawie próbował zawiadomić Prokuraturę Okręgową w Nowym Sączu i miejscową policję. Nigdzie nie przyjęto od niego zgłoszenia, "bo przestępstwo zostało popełnione za granicą". Poradzono mu by skontaktował się z Ambasadą Holandii. Wysłał więc w tej sprawie faks do placówki dyplomatycznej i czeka na odpowiedź.
"Rzeczpospolitej" udało się skontaktować z Markiem W. Zaprzecza on, by kogokolwiek zatrudniał na czarno. (PAP)