Holender i podpalacze

"Superexpress" pisze o nienawiści, jaką mieszkańcy Pieszyc, miasteczka niedaleko Wałbrzycha, darzą holenderskiego gospodarza, który postanowił tam się osiedlić.

Hans Goense zamieszkał w Pieszycach, gdyż ożenił się z Polką. Założył plantację cebuli. W tym celu zaciągnął kredyt, kupił kilka zaniedbanych budynków i maszyny rolnicze. Docelowo zamierzał zatrudnić 40 osób.

W mieście spotkał się z nienawiścią i ostracyzmem. Ktoś podpalił jego gospodarstwo. Spłonęła stodoła i maszyny - w sumie straty wyniosły 200 tysięcy złotych. Innym razem sąsiedzi okradli las małżeństwa Holendrów, bo tak nazywano ich w mieście. Regularnie w dom holenderskiego gospodarza rzucano kamieniami, a jemu samemu wręcz grożono śmiercią.

"Bo Holender to chuligan, samolub, łobuz... Zagraniczny leń. Sam nie chce pracować, innymi by się wyręczał. Żeby Polacy na niego robili" - powiedział "Super Expressowi" Józef Zarzycki, sąsiad Hansa Goense i jego wróg numer 1. Podobnie myśli wielu mieszkańców Pieszyc.

Zdaniem profesora Czesława Robotyckiego, dyrektora Instytutu Etnologii i Antropologii Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego, taka postawa wynika z mentalności mieszkańców popegeerowskich wiosek. "Wystarczy, że do wsi, gdzie jest straszna bieda, przyjedzie człowiek, który jest bogaty, a ludzie z miejsca go nienawidzą: bo on ma, a oni nie. I nic nie jest ważne, nawet to, że "obcy" chce dać pracę" - powiedział prof. Robotycki.

Beata Jarosz, psycholog z Wrocławia, dodaje że zmiana świadomości ludzi trwa latami, a starszych może się nie udać nawet wcale przekonać. Dlatego - jej zdaniem - trzeba rozwiązywać ten konflikt zmieniając nastawienie przede wszystkim młodego pokolenia do przyjezdnych.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)