Helikopterem po pijanego
Łódzką izbę wytrzeźwień opuścił wczoraj rano niecodzienny pacjent. Nie dość, że spił się do nieprzytomności, to jeszcze przywieziono go do Łodzi helikopterem!
40-letniego Tomasza K. spod Poddębic znaleźli sąsiedzi. Leżał na ganku przed własnym domem. Z rozbitym nosem, w slipach i koszulce „bokserce”, w rękach miał plastikową butelkę z niewiadomym płynem. Nie dawał oznak życia, więc ludzie wezwali karetkę. Lekarze zwrócili uwagę na podejrzaną ciecz. Nie mogli wiedzieć, że to popularny „Royal” z bazarku, bo pacjent nie mógł mówić. W obawie, że napił się trującego metanolu, wezwali... ratunkowy helikopter.
– Mężczyzna był nieprzytomny. W stanie głębokiego upojenia. Podczas lotu został intubowany i przetransportowany do Zgierza – mówi Robert Gałązkowski z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Śmigłowiec znalazł miejsce do lądowania... przed kościołem w Zgierzu. Stamtąd Tomasza K. przewieziono do szpitala. Okazało się, że ma 6,3 promila alkoholu w wydychanym powietrzu („podręcznikowa” dawka śmiertelna to 4 promile). Kolejna karetka zawiozła go do Kliniki Ostrych Zatruć w Łodzi.
– Kiedy stężenie alkoholu spadło u niego do poziomu 5,8 zaczął się wydzierać, szarpać i wzywać narzeczoną – opowiada lekarz toksykolog z Kliniki Ostrych Zatruć. – Jeśli pacjent wszczyna awantury to znak, że zagrożenie życia minęło. Mógł już jechać do izby wytrzeźwień.
– Noc przespał spokojnie, a rano oczywiście nic nie pamiętał – opowiada dr Paweł Czerniak, kierownik Zakładu Diagnostyczno-Opiekuńczego (izby wytrzeźwień). – Musieliśmy dać mu spodnie i buty gdy wychodził do domu, bo trafił do nas w jednorazowym, szpitalnym fartuszku i foliowych kapciach...
Całkowity koszt jednego lotu śmigłowca to ok. 2 tys. złotych. Łódź ma do dyspozycji tylko jedną latającą karetkę. Helikopter był zajęty transportowaniem Tomasza K. przez 41 minut...
– Trudno komentować tę sytuację. Niestety nierzadko udzielamy takim ludziom pomocy, bo to nasz obowiązek – kwituje Robert Gałązkowski z LPR.
(iwo)