Helikopter oddam w dobre ręce
Gabriel Ławniczak, 50-letni łodzianin szuka
osoby lub firmy, która przygarnęłaby jego wojskowy helikopter Mi-2
i ustawiła w takim miejscu, by mogli go oglądać łodzianie -
powiadamia "Express Ilustrowany".
05.07.2006 | aktual.: 05.07.2006 09:19
Mający prawie 13 metrów długości śmigłowiec o wadze trzech ton trafił do Łodzi z wyprzedaży w jednostce wojskowej. Miał stanąć w ogródku przed firmą syna pana Gabriela. Zmiany w planach życiowych sprawiły, że tak się nie stało. Zamiast tego w pełni sprawna maszyna trafiła na parking strzeżony na Widzewie.
- Jestem fanatykiem lotnictwa od młodości. Kupienie tego śmigłowca za 20 tys. złotych było spełnieniem moich marzeń. Teraz boli mnie serce, że on tu stoi zapomniany- mówi właściciel latającej maszyny. - Chciałem oddać śmigłowiec do przygotowywanego w Łodzi muzeum lotnictwa na Lublinku, jednak mijają miesiące, a ono nie powstaje.
Gdy dałem ogłoszenie do gazety, to zaczęli zgłaszać się do mnie przede wszystkim złomiarze. Ja jednak nie chcę, żeby helikopter poszedł na żyletki. Oddam go nawet nieodpłatnie, byle był bezpieczny i mogli go podziwiać łodzianie.
Śmigłowiec trafił na widzewski parking z jednostki wojskowej w Dęblinie. Kilkunastu żołnierzy za pomocą dźwigu załadowało go na ciężarówkę, którą przetransportowano maszynę. - Gdy przyjechaliśmy, właściciel parkingu myślał, że to jakiś żart. Momentalnie zbiegli się gapie, którzy byli przekonani, że mieliśmy awaryjne lądowanie na pobliskim parkingu hipermarketu Tesco- mówi Danuta Ławniczak, żona właściciela helikoptera.
- Za płotem parkingu (na którym śmigłowiec zajmuje dwa miejsca - płaci się za niego jak za ciężarówkę) często można spotkać ludzi podziwiających maszynę.