Harcerze, łódka i wódka
"Głos Szczeciński" pisze o wakacjach młodzieży, która wyruszyła w rejs dwoma jachtami, "Żagiewką" i "Biedronkiem II".
Rejs Wikingów - miała być dobra zabawa pod żaglami, codziennie inny port, zwiedzanie, a wieczorami ogniska. Zamiast tego była nocna libacja, pościg policji i kilkanaście godzin spędzonych na komendzie - to wszystko wydarzyło się w nocy z czwartku na piątek na harcerskim obozie żeglarskim w Świnoujściu - podaje dziennik.
Grupa nastolatków po spożyciu alkoholu zaczęła głośno się zachowywać i rozrabiać. Około godz. 4 nad ranem do Komendy Miejskiej Policji w Świnoujściu dotarło zgłoszenie o pijanej i hałasującej młodzieży. Do mariny żeglarskiej na Basenie Północnym skierowano patrol. Młodzież, która wyszła poza teren ośrodka, po zobaczeniu radiowozu spanikowała - relacjonuje gazeta.
Policja rozpoczęła pościg. Trochę trwało, zanim ujęto nastolatków ukrywających się w zaroślach. "Zatrzymaliśmy pięcioro 14-latków, jednego 17-latka" - powiedziała "Głosowi Szczecińskiemu" nadkom. rzeczniczka komendanta policji w Świnoujściu Dorota Zawłocka. "Wszyscy zostali przebadani alkometrem na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu. Trójka nastolatków była po spożyciu alkoholu. Z badań wynika, że mają od 0,21 do 0,39 ml/l alkoholu w wydychanym powietrzu, co daje około 0,4 do 0,8 promila" - dodała.
Jeden z opiekunów obozu miał 0,53 ml/l, a więc ponad promil alkoholu. Drugiego policjanci nie zdołali obudzić. Rano sam zgłosił się na komendę. W jego przypadku badanie, wykonane o godz. 10, czyli po około sześciu godzinach od całego zajścia, nie wykazało alkoholu w wydychanym powietrzu - informuje "Głos Szczeciński".
Policja ustaliła, że uczestnicy harcerskiego obozu pod żaglami kupili alkohol w pobliskiej stacji paliw, korzystając z pomocy przypadkowego przechodnia. Podpitych harcerzy umieszczono w policyjnej izbie zatrzymań. Czekano na przybycie organizatora i rodziców. Jeden z rodziców przysłał na komendę fax z zastrzeżeniem, że sam odbierze swoje dziecko - czytamy w dzienniku.
"Organizatorów pozwę do sądu" - mówił, kiedy stawił się na komendzie w Świnoujściu. "Oddałem swoje dziecko pod opiekę. Nie liczyłem, że będę je odbierał z komendy policji" - oburzał się. Ten rodzic zabrał dziecko do domu. W drodze do Świnoujścia była w piątek matka jednej z harcerek. Jechała aż z Nowego Sącza. Reszta rodziców postanowiła zostawić dzieci do końca obozu - pisze "Głos Szczeciński".(PAP)