– Większość budynków ma automatyczne włączanie i wyłączanie ogrzewania. Oznacza to, że jeśli temperatura spadnie np. poniżej 10 stopni, to ciepła woda automatycznie zaczyna wypełniać grzejniki– mówi Monika Kamińska z warszawskiego SPEC.
Jeśli jednak włączenie ogrzewania zależy od decyzji zarządcy budynku (tak jest, gdy włącznik nie jest automatyczny, ale mechaniczny), to mieszkańcy powinni zgłosić się do niego, gdy uważają, że jest za zimno. Jeśli rzeczywiście temperatura jest niska, to nawet po jednej interwencji centralne ogrzewanie zostanie uruchomione.
– Na razie nie mieliśmy żadnych sygnałów od mieszkańców na temat zimna w ich lokalach. Nie grzejemy, ponieważ jest względnie ciepło. Mimo że noce są już dość chłodne, to budynki nie są na tyle zimne, aby chłód doskwierał w mieszkaniach – twierdzi Mirosław Kamiński ze Spółdzielni Mieszkaniowej Górczewska w Warszawie. – Zaczniemy grzać, gdy się naprawdę ochłodzi. Gdy temperatura w nocy spadnie do ok. 5 stopni, a średnia dobowa będzie niższa niż 10 stopni. Nie ma co narażać ludzi na wyższe rachunki– dodaje.
Im wcześniej zaczniemy ogrzewać mieszkania, tym więcej za to zapłacimy – od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych. W wielu spółdzielniach kaloryfery są już gorące. Tak jest np. w Krakowie w SM im. Tadeusza Kościuszki, a lada chwila ciepło dotrze do mieszkań SM Osiedle Młodych w Poznaniu. – Już wysłaliśmy faks do dostawcy ciepła, aby włączył centralne ogrzewanie. Mieszkańcy skarżyli się, że jest im zimno – powiedziano nam w poznańskiej spółdzielni.
– U nas kaloryfery grzeją tylko w nocy, gdy temperatura spadnie poniżej 14 stopni. Za dnia na dworze jest jeszcze ciepło. A do tego takie rozwiązanie jest dużo tańsze– mówią we wrocławskiej spółdzielni mieszkaniowej Południe.
