Gra wstępna

Maria Peszek znalazła wreszcie czas na seks, ale choć sporo obiecuje, wielkiego „o” się nie spodziewajcie.

Gra wstępna
Źródło zdjęć: © AKPA

13.10.2008 | aktual.: 13.10.2008 12:13

„Miasto mania” spadła na nas jak grom z jasnego nieba, budząc entuzjazm krytyków i publiczności. Oczekiwania wobec kolejnej płyty Marii Peszek były więc wyśrubowane. Dobrze się stało, że artystka poszła pod prąd i z pomocą zupełnie innej ekipy z Andrzejem Smolikiem na czele (wcześniej pomagały jej dwa pokolenia- Waglewskich) wymyśliła się na nowo. Pozwolę sobie jednak zacząć od tekstów, które – jak na obecne standardy polskiej muzyki popularnej – są niezłe. Nie na tyle jednak dobre, by drukować je w osobno wydanej książce, bo ogołocone z muzycznego podkładu obnażają prawdę o autorce, która bywa nie tylko, jak zeznaje, „nimfomańką”, ale i „grafomańką”. Owszem, nazywa rzeczy po imieniu, ale czy to wartość sama w sobie? Nie jestem pensjonarką, która się rumieni, kiedy ma wyrzec na głos słowo „wzwód”, i cieszy się, gdy ktoś ją wyręcza, więc jeśli cokolwiek mnie zaszokowało, to najwyżej fakt (Maria pewnie wolałaby „fuckt”), że tytuł „Hujawiak” (notabene w połączeniu z kąsającym „Reksem” jeden z najlepszych
numerów) został zapisany przez samo „h”. A muzyka? Adekwatnie pościelowa, mile pieści ucho. Bogata w smaczki – jazzowe szczotki i trąbka tam, sugestywny puls kontrabasu tu, ciepłe solo saksofonu ówdzie. Wszystkie te cuda zostały jednak sprowadzone do roli tła dla popisów wokalistki, a z tymi bywa różnie. Kiedy śpiewa i recytuje, jest dobrze. Gorzej, gdy sięga po arsenał miauknięć i westchnień wypożyczony od Anny Marii lub Justyny. W takich chwilach, choć Marii mokro, ja przyłapuję się na ziewaniu. Mam nadzieję, że artystka nie nabawi się przez to nerwicy seksualnej.

Maria Peszek „Maria Awaria”, Kayax, 38 zł

Jarek Szubrycht

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)