Gorączka złota
W czasie niepokojów na światowych giełdach do łask wracają kruszce szlachetne, przede wszystkim złoto nazywane przez inwestorów "bezpieczną przystanią".
Złoto od zawsze budziło pożądanie. Jednak jeszcze kilka lat temu wydawało się, że jego mityczny blask przeszedł do historii. Ceny – zarówno na światowych rynkach, jak i w lokalnych kantorach – spadały, mało kto decydował się trzymać oszczędności w sztabkach czy biżuterii. Od pewnego czasu jednak tendencja się odwróciła. Cena złota, a także innych szlachetnych metali, od miesięcy ostro szła do góry, w ostatnich tygodniach bijąc historyczne rekordy. Miesiąc temu uncja złota na giełdzie w Londynie kosztowała 830–850 dolarów, czyli tyle, ile w czasach kryzysu irańskiego na początku lat 80. Parę dni temu cena uncji osiągnęła ponad 930 dolarów. Złoto nie było tak drogie jeszcze nigdy w historii! Inwestorzy rzucili się też do kupowania platyny i srebra, które również ustanawiają kolejne historyczne rekordy.
Pewne jak złoto
Przyczyn złotej hossy jest przynajmniej kilka. Po pierwsze, inwestorzy – i ci wielcy, i ci zupełnie drobni są przekonani, że złoto to najpewniejsza lokata na niepewne czasy. Ponieważ od wielu tygodni giełdy na całym świecie zachowują się w sposób nerwowy i niestabilny, ludzie wolą sprzedać akcje i przeczekać, lokując pieniądze w bezpieczniejsze instrumenty. Takim jest właśnie złoto i inne metale szlachetne, a także jednostki funduszy inwestycyjnych lokujących powierzone przez ludzi pieniądze w kruszce oraz akcje wydobywających je firm. Dlatego na rynkach finansowych złoto często określa się mianem „bezpiecznej przystani” pozwalającej przetrwać burzę na rynku, a nawet zarobić, gdy akcje wciąż tanieją.
Swą ogromną popularność złoto zawdzięcza też wciąż taniejącemu dolarowi. Większość światowego handlu złotem rozliczana jest właśnie w dolarach. Słabość amerykańskiej waluty pozwala na większe zakupy inwestorom posiadającym na przykład euro, stąd dalszy wzrost cen. Wreszcie – ogromny popyt na złoto i inne metale szlachetne ma bardzo racjonalne uzasadnienie gospodarcze. Nowoczesny przemysł, na przykład precyzyjny, komputerowy czy motoryzacyjny, zużywa coraz więcej kruszcu. Coraz większe zapotrzebowanie na złoto zgłasza też jego najbardziej tradycyjny odbiorca, czyli ogromny światowy przemysł jubilerski. Wraz z bogaceniem się najliczniejszych społeczeństw – przede wszystkim Chin i Indii – sprzedaje się tam coraz więcej wyrobów ze złota.
Kupuj kruszce!
Niepewność na światowych rynkach i w globalnej polityce pozwala przypuszczać, że choć złoto jest rekordowo drogie, jego kurs może dalej rosnąć. Być może ci, którzy sparzyli się ostatnio na inwestycjach w akcje, a nie zadowala ich skromny zysk z pewnej lokaty bankowej, powinni rozważyć „złote” inwestycje. Sposobów jest kilka. Najprostszy to zakup sztabek lub złotych monet oferowanych przez Narodowy Bank Polski. Bank centralny sprzedaje monety w kilku nominałach (50, 100, 200 i 500 złotych), a przez ostatnie trzy miesiące zysk z takiej inwestycji wyniósł kilkanaście procent! Sztabki i monety oferują też inne instytucje, a także kantory, gdzie można się zaopatrzyć także w złote ruble lub dolary. Estetom polecamy wizytę w salonie jubilerskim, gdzie kupując złotą biżuterię, połączymy inwestycję z możliwością używania pięknych ozdób. Warto jednak sprawdzić stosunek wagi kruszcu do ceny, bo czasem praca artysty może stanowić istotny element wyceny pięknej kolii lub pierścionka. A wtedy „płynność” inwestycji mocno
spada.
Inwestorzy skłonni do nieco większego ryzyka i dysponujący kwotą przynajmniej 5000 dolarów mogą zainwestować w jednostki jednego z funduszy inwestycyjnych działających na rynku złota. Tu zysk może być nawet nieco większy niż w przypadku bezpośredniej inwestycji w kruszec, ale też potencjalne wahania ceny – a zatem i ryzyko – mogą być znaczne. Niemniej jednak „złote” fundusze w czasach niedawnej bessy pobiły na głowę swymi wynikami tradycyjne fundusze akcyjne. Kandydaci na Midasów – do dzieła!
Paweł Moskalewicz