Górą pracodawcy czy pracownicy?
Rynek pracy w Polsce mocno się zmienia. Szybki rozwój gospodarki prowadzi do wzrostu zatrudnienia i spadku bezrobocia. Ciągle jednak oficjalna stopa bezrobocia jest wysoka (teraz 14,9%). Mimo to pracodawcy coraz częściej muszą iść na rękę pracownikom, żeby ich zatrzymać przy sobie: by nie dopuścić do wyjazdu za granicę czy odejścia na lepiej płatną posadę u konkurencji - pisze "Gazeta Wyborcza".
To może oznaczać, że zbliżają się większe podwyżki płac. Zdaniem ekonomistów w statystykach jeszcze nie widać tej presji płacowej - w przedsiębiorstwach pensje rosną średnio w tempie 4,7% rocznie, czyli dużo wolniej niż wydajność pracy w przemyśle (ta rośnie w tempie 10,2%).
Są jednak sektory, w których pensje już rosną szybko: w produkcji samochodów około 10% rocznie, a w budownictwie nawet 11,4%. Gdy pensje rosną szybciej niż wydajność pracy w danym sektorze, robi się niebezpiecznie, bo koszty firm rosną wtedy szybciej niż wzrost produkcji.
Wygląda na to, że na razie sytuacja jest pod kontrolą, ale pewien niepokój mogą wzbudzać wyniki sondażu wśród firm przeprowadzanego przez Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Ze wstępnego opracowania danych widać, że aż 75% ankietowanych przedsiębiorców poszukuje pracowników i ma problemy z ich znalezieniem.
Przeciętnie poszukiwanie trwa cztery miesiące, a aż 60% badanych powiedziało, że aby pozyskać pracownika, musiało dać przeciętnie o 10-20% wyższe wynagrodzenia- mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".
Pierwsze sygnały o niedoborach pracowników zaczęły się tuż po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej i otwarciu rynków pracy w niektórych krajach. Już w czerwcu 2004 r. usłyszałam o braku pracowników w hotelarstwie i gastronomii. Pracodawcy już wtedy narzekali na odpływ kucharzy, cukierników czy rzeźników głównie na rynek niemiecki - mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
Z czasem problemy pojawiały się w innych zawodach - m.in. brakowało budowlańców czy informatyków. Z naszych badań wynika, że brakuje także elektryków, mechaników, dźwigowych, inżynierów projektantów, księgowych oraz finansistów - wylicza ekspert Lewiatana.
Ekonomiści zastanawiają się, jak to możliwe, by przy blisko 15-proc. stopie bezrobocia firmy miały kłopoty ze znalezieniem pracowników. Pojawiają się sygnały od firm o niedoborze pracowników niewykwalifikowanych- alarmuje Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
Zdaniem niektórych specjalistów tak wysoki wskaźnik bezrobocia to fikcja. Problem w tym, że część osób pracuje, choć są zarejestrowane jako bezrobotni- mówi Witold Orłowski, główny doradca PriceWaterhouseCoopers. Zdaniem Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek polski system zabezpieczeń socjalnych deprawuje ludzi w wieku produkcyjnym. Część z nich woli pobierać zasiłek lub dla ubezpieczenia rejestrować się jako bezrobotny, a jednocześnie pracować w szarej strefie.
Wątpliwości co do rzeczywistej stopy bezrobocia może rozwiać badanie aktywności ekonomicznej ludności BAEL, w którym liczbę osób bezrobotnych szacuje się na podstawie ankiet przeprowadzanych w gospodarstwach domowych, a nie danych z urzędów pracy. Według BAEL stopa bezrobocia w Polsce jest znacznie niższa i wynosi 13%.
Zdaniem Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek, aby polska gospodarka mogła się swobodnie rozwijać, trzeba lepiej dostosować system edukacyjny do potrzeb rynku oraz otworzyć rynek pracy dla pracowników z innych krajów. Jeśli tego nie zrobimy, może się okazać, że nie będziemy w stanie wykorzystać wszystkich funduszy unijnych, które Polska ma dostać w kolejnych latach. (PAP)