Gdzie był minister Dorn?
Rząd Prawa i Sprawiedliwości zlekceważył
sygnały o niebezpieczeństwie dla życia ludzi spowodowanym śniegiem
zalegającym na dachach. Dopiero po katowickiej tragedii
obserwujemy nerwową akcję usuwania zagrożeń przed ewentualnymi
nowymi katastrofami budowlanymi - pisze "Trybuna".
01.02.2006 | aktual.: 01.02.2006 06:54
Szef MSWiA Ludwik Dorn odpowiedzialność za wypadek zrzuca na anonimowych urzędników. Być może minister nie zrobił wszystkiego, co trzeba, ale coś zrobił. Wojewoda też, tylko gdzieś zawiódł nieodpowiedzialny urzędnik na samym dole - tłumaczył we wtorek w radiowej Trójce.
Były minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik uważa, że resort kierowany przez Dorna powinien zająć się problemem jeszcze przed zimą.
Tak naprawdę potrzeba było dopiero tragedii, by Dorn zarządził natychmiastową kontrolę grubości śniegu zalegającego na dachach wielkich budynków. Zmusił też wszystkich wojewodów, by nakazali właścicielom usuwanie śniegu i wprowadzili kary za ośnieżone dachy - zaznacza "Trybuna".
Rząd nagle przypomniał sobie też o najistotniejszych dla bezpieczeństwa ludzi ustawach. Dopiero w poniedziałek premier Marcinkiewicz zapowiedział przyspieszenie prac nad nowelizacją ustaw o ratownictwie medycznym oraz zarządzaniu w sytuacjach kryzysowych - dodaje dziennik. (PAP)