Fiesta w Pampelunie; 4 osoby ranne
Co najmniej cztery osoby dostały się pod rogi rozjuszonych byków, które - zgodnie z tradycją sięgającą XVI wieku - przebiegły wąskimi uliczkami Pampeluny, goniąc ludzi, którzy zjechali do tego miasta we wschodniej Hiszpanii na barwną fiestę św. Fermina.
Drugi tegoroczny bieg uznano za długi i niebezpieczny, bowiem dwa zwierzęta odłączyły się od biegnącej grupy i zaatakowały ludzi, którzy - jak nakazuje tradycja - do obrony nie mogą mieć nic poza zwiniętą w rulon gazetą. Zaatakowanymi mężczyznami wielkie zwierzęta bawiły się jak zabawkami - piszą agencje. Pokonanie dystansu 825 metrów zajęło bykom i ludziom cztery i pół minuty.
Najpoważniejsze obrażenia odniósł 57-letni Amerykanin. Jest w szpitalu, a lekarze opisują jego stan jako poważny, ale nie zagrażający życiu.
W porównaniu z tą gonitwą, inauguracyjny poniedziałkowy bieg był dziecinnie łatwy, a jedyną konsekwencją było parę zadrapań u uciekających przed bykami śmiałków.
Rozpoczęta w niedzielę fiesta "sanfermines" to nieustanne zabawy, parady, koncerty i tańce, ale siedem gonitw byków i ludzi, zwanych encierros, jest jej najważniejszą atrakcją. Do pokonania jest 825 metrów dzielących zagrodę dla byków od areny, na której po południu zwierzęta zginą.
Od roku 1924, kiedy rozpoczęto prowadzenie statystyk "sanfermines", w encierros zginęło 13 osób. Ostatnią śmiertelną ofiarą był 22-letni Amerykanin, który stracił życie osiem lat temu. Rannych jest zawsze o wiele więcej, tym bardziej, że nieodzownym elementem pampeluńskiej fiesty jest nocna zabawa do upadłego, a do biegów zgłaszają się ludzie jeszcze podochoceni alkoholem.