Jego zdaniem, brak odpowiedzi na te pytanie powoduje, że ideologiczne, narodowe, grupowe czy wręcz osobiste interesy, które legły u jej powstania pozostają niejawne, a przetargi na jej temat są nie do końca czytelne dla obywateli państw unijnych, czyli domniemanego europejskiego narodu. Co z kolei tworzy poczucie uzasadnionej obcości, a więc i niechęci ludności europejskiej do tworzonej ponad jej głowami konstrukcji unijnej.
W ocenie Wildsteina, integracja stała się fetyszem współczesnej Europy. Czy jednak integracja jest wartością samą w sobie? A jeśli nie, to czemu miałaby służyć? U początków tworzenia wspólnej Europy leżała trauma wojenna i przekonanie, że trzeba położyć kres europejskim walkom wewnętrznym. Cel ten został osiągnięty i z pewnością jest on tytułem do chwały jednoczącej się Europy.
Dla jego realizacji nie był potrzebny ani Maastricht, ani Nicea, ani tym bardziej konstytucja. Natomiast narzucanie jedności prowadzić może do odradzania się dawnych napięć - ostrzega Wildstein na łamach "Rzeczpospolitej". (PAP)