Fetysz integracji
Przyjęcie konstytucji dla UE ogłoszone
zostało jako sukces. Jednak w drobiazgowych dyskusjach na temat
jej kształtu zabrakło fundamentalnego pytania: czy Europie w ogóle
potrzebna jest tego typu ustawa zasadnicza? A jeśli nawet
przyjmiemy jej potrzebę: to jakie funkcje winna ona spełnić? -
pyta Bronisław Wildstein na łamach "Rzeczpospolitej".
Jego zdaniem, brak odpowiedzi na te pytanie powoduje, że ideologiczne, narodowe, grupowe czy wręcz osobiste interesy, które legły u jej powstania pozostają niejawne, a przetargi na jej temat są nie do końca czytelne dla obywateli państw unijnych, czyli domniemanego europejskiego narodu. Co z kolei tworzy poczucie uzasadnionej obcości, a więc i niechęci ludności europejskiej do tworzonej ponad jej głowami konstrukcji unijnej.
W ocenie Wildsteina, integracja stała się fetyszem współczesnej Europy. Czy jednak integracja jest wartością samą w sobie? A jeśli nie, to czemu miałaby służyć? U początków tworzenia wspólnej Europy leżała trauma wojenna i przekonanie, że trzeba położyć kres europejskim walkom wewnętrznym. Cel ten został osiągnięty i z pewnością jest on tytułem do chwały jednoczącej się Europy.
Dla jego realizacji nie był potrzebny ani Maastricht, ani Nicea, ani tym bardziej konstytucja. Natomiast narzucanie jedności prowadzić może do odradzania się dawnych napięć - ostrzega Wildstein na łamach "Rzeczpospolitej". (PAP)