Ewakuacja na niby
Wczoraj na katowickim dworcu głównym PKP doszło do kuriozalnej sytuacji. Chociaż istniało potencjalne zagrożenie wybuchem bomby, przez cały czas trwania akcji przeszukiwania obiektu znajdowali się w nim pasażerowie.
14.04.2004 | aktual.: 14.04.2004 08:01
Około godz. 15 pracownica Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Katowicach odebrała telefon i usłyszała młody męski głos, który powiedział tylko, że na dworcu w Katowicach jest bomba. Nie podał, na którym. Do akcji wkroczyli pirotechnicy z komendy wojewódzkiej. Poszukiwanie ładunku rozpoczęli od małych dworców PKP w Szopienicach, Załężu, Ligocie i Brynowie oraz PKS przy ul. Piotra Skargi (a gdyby tak bomba była na głównym?). Tymczasem około godz. 16 na dworcu PKP w centrum nic się jeszcze nie działo. Godzinę później dworzec był już zablokowany. Denerwowało to skrajnie pasażerów, którzy spieszyli się na pociąg. Pod adresem policjantów leciały obelgi i prośby. Ci jednak byli niewzruszeni.
Najdziwniejsze było jednak to, że na dworcu życie toczyło się normalnie. Kto chciał, mógł z niego wyjść. Wszyscy, którzy popijali kawę w restauracji, mogli to dalej robić bez przeszkód. W kioskach w najlepsze odbywał się handel. Taka sytuacja irytowała czekających na zewnątrz, którym uciekały pociągi. Te bowiem także jeździły normalnie! Blokada trwała około 45 minut. Po tym czasie policjanci opuścili ,posterunki" przy wejściach i pasażerowie pobiegli na perony.
Kiedy spytaliśmy Adama Jachimczaka z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji, dlaczego ewakuacja przebiegała w tak dziwny sposób, usłyszeliśmy, że każda akcja przy alarmie bombowym rządzi się swoimi prawami, a o wszystkim decyduje dowodzący akcją pirotechników. Na pytanie, dlaczego policjanci przystąpili do przeszukania dworca głównego na samym końcu, Jachimczak odpowiedział, że grupa pirotechników, chociaż wyspecjalizowana, składa się przecież z ograniczonej liczby policjantów, którzy nie mogli być wszędzie w tym samym czasie. Jak się zdaje, policja była przekonana, że chodzi o głupi dowcip. Strach pomyśleć, jak zakończyłby się wczorajszy alarm, gdyby była w błędzie...
Podejrzana paczka Późnym wieczorem doszło do alarmu na poczcie głównej przy ul. Pocztowej w Katowicach. DZ dowiedział się, że zaalarmowano służby z powodu podejrzanej paczki. Jak ujawnił Adam Lewandowski, rzecznik okręgu Poczty Polskiej, nadano ją w jednym z krajów arabskich, adresowana była do instytucji katowickiej.
- Dowodzenie przejęli antyterroryści, do pracy przystąpili pirotechnicy, którzy prześwietlili pakunek - powiedziała nam kom. Magdalena Szymańska-Mizera z KM Policji w Katowicach. Na szczęście okazało się, że paczka była bezpieczna.
Grzegorz Żądło