Efekt prof. Pawłowicz

Polscy politycy przyzwyczaili nas do różnych dziwnych wypowiedzi. Stefan Niesiołowski swego czasu przekonywał, że problem głodu wśród polskich dzieci nie istnieje, bo gdyby były głodne, to zjadałyby cały szczaw z nasypów kolejowych. Tymczasem Antoni Macierewicz podczas spotkania z Polonią w Chicago niejednoznacznie odpowiadał na pytanie o przynależność Donalda Tuska do Stasi.

Zdarzają się jednak sytuacje, gdy pomimo zdwojonych wysiłków ataki posłów przynoszą efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Oto kilka z nich.

(WP, Przemysław Dubiński, oprac.: mg)

"CO to jest jakaś bezczelna 'sieć obywatelska WATCHDOG'?, KTO daje im zlecenia na prawicę?, KTO FINANSUJE?, Gdzie te 'PSY' spały przez ostatnie 8 lat?, To są MOJE pytania do tych 'PSÓW'" - napisała na swoim profilu Facebook posłanka PiS Krystyna Pawłowicz.

Co tak rozzłościło polityk partii rządzącej? Pytania o tematy rozmów i koszty spotkania Jarosława Kaczyńskiego z premierem Węgier - Viktorem Orbanem. Jaki efekt przyniósł wpis posłanki Pawłowicz?

"W ciągu ostatnich 24h dostaliśmy od Was ok. 8 tys. zł, a liczba fanów skoczyła nam o 50%! Moc social media! Jeszcze raz dziękujemy za słowa poparcia, wpłaty na nasze konto i obietnice przekazania 1% podatku! To dla nas bardzo ważne, gdyż nie bierzemy pieniędzy od administracji publicznej" - napisali na swoim koncie Facebook działacze Watchdog Polska.

Kilka tygodni temu na Twitterze furorę zrobił też wpis posła PiS Stanisława Pięty, który ogłosił: "Jeżeli funkcjonariusz publiczny zaangażuje się w hecę WOŚP, niech nazajutrz składa raport o zwolnienie ze służby".
Na odpowiedź ze strony strażaków i wojskowych nie trzeba było długo czekać. Najczęściej komentowana była riposta Michała Bardonia, który napisał: "Jestem żołnierzem zawodowym i biorę udział w WOŚP I z całym szacunkiem niech mnie pan w tyłek pocałuje;)".

Na słowa posła PiS nie zważał również inny funkcjonariusz publiczny, prezydent Polski - Andrzej Duda. Głowa państwa przekazała na WOŚP swoje narty, które zostały sprzedane po licytacji za bagatela 17 tysięcy złotych.

O spektaklu "Śmierć i dziewczyna" zrobiło się głośno po tym, gdy okazało się, że teatr poszukuje pary aktorów porno do występu w sztuce. Protesty rozpoczęli radni dolnośląskiego sejmiku. Później dołączyła do nich Krucjata Różańcowa, a na końcu głos w sprawie zabrał Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Gliński.
- Za pieniądze publiczne pornografii w teatrach nie będzie. I to mówię zdecydowanie: jestem otwarty na eksperymenty, na teatry offowe, na różnego rodzaju poszukiwania, ale tego rodzaju rzeczy w sferze publicznej być nie może - stwierdził na antenie radiowej "Trójki" wiceprezes Rady Ministrów.

Efekt? Fala dyskusji, która przelała się przez media oraz wyprzedane na pniu bilety. W związku z olbrzymim zainteresowaniem sztuką teatr zdecydował się zorganizować również dodatkowy pokaz.

Wiele emocji w 2005 roku wzbudziło również zakazanie przez ówczesnego prezydenta Warszawy ś.p. Lecha Kaczyńskiego Parady Równości. Ratusz tłumaczył, że stanowi ona niedopuszczalną promocję homoseksualizmu. W efekcie Parada przekształciła się w marsz obywatelskiego nieposłuszeństwa, w którym wzięli udział geje i lesbijki z Polski, Niemiec, Danii, Wielkiej Brytanii, a ale także osoby heteroseksualne, uważające, że Kaczyński swoją decyzją łamał ich prawa obywatelskie.

Wirtualna Polska zwróciła się do ekspertów z pytaniami dotyczącymi sytuacji, w których ataki i komunikaty polityków przynoszą skutek zupełnie odwrotny do zamierzonego.

- Wszystko zależy od tego, jaki szum medialny zrobi dana wypowiedź. W przypadku tych osób chodzi też o wyrazistość. Przecież krytyka na przykład WOŚP była prowadzona z bardzo wielu stron, ale tylko niektóre z nich trafiły w przestrzeń publiczną. Tak naprawdę liczy się rozpoznawalność polityków, którzy nie do końca liczą się z tym, jaki efekt wywoła ich wypowiedź. W przypadku ataku posłanki Pawłowicz na Watchdog, to dał on tylko tej organizacji rozgłos - analizuje socjolog, profesor Janusz Czapiński.

- Tego typu ataki i komunikaty są skierowane do własnego elektoratu. Politycy pokazują w ten sposób swoim wyborcom, że nie są obojętni na świat, że mają swoje poglądy i potrafią o nie walczyć. Ich nie interesuje efekt ataku. Dzięki temu organizacje czy środowiska, które stały się celem zyskują dodatkowy rozgłos i zwolenników. To działa trochę na zasadzie wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. W przypadku posłanki Pawłowicz wyrobiła sobie ona opinię osoby, która przekracza granice chamstwa, podobnie zresztą, jak Stefan Niesiołowski - ocenia ekspert od marketingu politycznego Wiesław Gałązka.