Dziecinna wpadka policji
Policjanci chcieli namówić więźnia do
zeznań. Organizowali schadzki z narzeczoną. Wpadli wszyscy, bo
dziewczyna zaszła w ciążę - donosi "Gazeta Wyborcza".
31.01.2004 | aktual.: 31.01.2004 09:56
Teoretycznie Andrzej Sz. nie miał szans, by zostać ojcem. W kieleckim więzieniu siedzi od kwietnia 2001 r. Nie ma tam pokoju do intymnych spotkań. A Sz. nie wychodził na przepustkę. Jednak w sierpniu 2003 r. urodziła mu się córka - pisze "Gazeta".
Okazało się, że schadzki Andrzeja Sz. i Elizy Z. organizowali zawsze ci sami funkcjonariusze CBŚ - a to w prywatnym mieszkaniu, a to w samochodzie, a nawet w łazience kieleckiej komendy policji. Umawiali spotkanie przez komórkę. Potem jechali 130 km z Kielc do Stalowej Woli, by dowieźć dziewczynę do ukochanego - relacjonuje dziennik.
Policjanci nie robili tego bezinteresownie. Gazeta pisze, że Andrzej Sz. był cennym świadkiem dla CBŚ - dzięki jego informacjom policjanci dotarli do członków gangu zamieszanego w kradzieże, wymuszenia i porwania. Mogli też wrócić do spraw wcześniej umorzonych.
Więzień zdecydował się na współpracę z policją, licząc na łagodniejszy wyrok. Gdy tak się nie stało, zaczął pisać skargi na oficerów, że organizując mu schadzki przekroczyli uprawnienia - czytamy w "GW", w artykule "Dziecinna wpadka". (mp)