Drenowanie kieszeni
Ponad trzy miesiące trzeba czekać na wizytę
u specjalisty. Najdłuższe kolejki są do kardiologów, laryngologów
i dermatologów. Zdeterminowani pacjenci sięgają do kieszeni i
płacą za prywatne wizyty. Lekarze obarczają winą Narodowy Fundusz
Zdrowia, a ten zrzuca odpowiedzialność na przychodnie - pisze
"Głos Pomorza".
Na wizytę u laryngologa trzeba czekać dwa miesiące. Lekarze załamują ręce i zrzucają odpowiedzialność na Narodowy Fundusz Zdrowia. _ Możemy przyjąć około 13 pacjentów dziennie- tłumaczy Elżbieta Kuciel, laryngolog z poradni przy ul. Jana Pawła II. _ Kiedyś przyjmowaliśmy pacjentów przez osiem godzin dziennie, teraz tylko przez cztery, pięć. Limity bardzo się zmniejszyły w porównaniu do drugiego półrocza zeszłego roku. Za przyjętych ponad limit pacjentów nikt nie chce nam zapłacić. Pisma do NFZ nie przynoszą żadnych skutków.
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w poradniach kardiologicznych. Tam na przyjęcie trzeba czekać nawet trzy miesiące. _ A może być jeszcze gorzej_- ostrzega Zbigniew Kiedrowicz, kardiolog. _ Takie mamy limity._Podobnie jest z kolejkami do dermatologa.
Tymczasem urzędnicy NFZ odbijają piłeczkę. Odpowiedzialność zrzucają na przychodnie, które - według nich - przyjmują mniej pacjentów niż wynika to z ich kontraktów. _ Pacjenci skarżą się na dostępność do lekarza, a część przychodni nawet nie wykorzystuje przyznanych im limitów- twierdzi Henryk Wojciechowski, dyrektor pomorskiego oddziału NFZ. _ Często mamy do czynienia ze zjawiskiem sztucznego utrudniania dostępu i tworzenia atmosfery braku finansowania. Po zakończeniu pierwszego kwartału zweryfikujemy umowy. Poradniom, które nie wykonały określonej w umowie liczby świadczeń, zabierzemy pieniądze, a przekażemy je tym, które przyjmują więcej pacjentów. (PAP)