Dramat w Dubrowce
900 zakładników w niewoli terrorystów
Musical, który stał się "tańcem śmierci" - zobacz zdjęcia
To miało być jeszcze jedno, normalne przedstawienie świetnego musicalu, który przyciągał tłumy. W teatrze przy ul. Dubrowka wystawiano spektakl "Nord-Ost". Była środa 23 października 2002 roku, wieczór. Do teatru przyszło kilkaset osób. Około 21 czasu moskiewskiego teatr z około 930 osobami wewnątrz został zaatakowany przez terrorystów. Na scenie wywiesili wielki napis: nie ma boga oprócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem. Poniżej niego inny: wolność albo raj. Zamachowcy zachęcali zakładników, by dzwonili do rodzin i przekonywali, że Rosja powinna wycofać wojska z Czeczenii, a wtedy nikomu nic złego się nie stanie.
Żądania zamachowców
Grupa około 40 terrorystów, dowodzona przez Mowsara Barajewa, żądała zakończenia wojny w Czeczenii i wycofania wojsk rosyjskich z tej kaukaskiej republiki. Wśród zamachowców znajdowały się kobiety, które miały na sobie założone ładunki wybuchowe. Barajew ostrzegł zakładników, że jeśli rząd rosyjski spróbuje odbić teatr, Czeczenki wysadzą się w powietrze, zabierając ze sobą na tamten świat wszystkich wokół. Terrorystki, ubrane w czarne burki (rosyjska prasa nazwała je "czarnymi wdowami"), rozsadzono wśród widzów. Śmiertelne żniwo, jakie chciały zebrać w razie rosyjskiego ataku, miało być jak największe.
Chwile przed atakiem
Rozpoczęły się dramatyczne oczekiwanie, któremu przyglądała się cała Rosja. Kilka miesięcy wcześniej ukazał się list, w którym czeczeńscy separatyści ostrzegali, że są gotowi przenieść swoją wojnę na terytorium Rosji; pisali o kobietach, które są gotowe oddać życie Allahowi w samobójczych zamachach. Rosyjskie służby nie potrafiły jednak zapobiec tragedii.
Jeszcze w nocy, po pierwszych rozmowach, terroryści wypuścili wszystkich muzułmanów, Gruzinów, część dzieci, kilku cudzoziemców, mężczyznę chorego na serce oraz kobietę w dziewiątym miesiącu ciąży.
15 osobom z ekipy teatralnej udało się uciec przez okno w garderobie. Znajomość teatru uratowała im życie.
Zakładniczka z żądaniami
Pierwszej nocy terroryści pokazali, że trzeba ich traktować poważnie. Zastrzelili kilka osób, które podejrzewali o przynależność do rosyjskich służb specjalnych. Zabito również Olgę Romanową, która przeszła przez kordon wojska i weszła do teatru. Nie wiadomo dlaczego to zrobiła, czy była wysłana przez służby specjalne, czy była to jej inicjatywa.
24 października zamachowcy wypuścili z teatru Marię Szkolnikową (na zdjęciu). Miała przekazać list od zakładników do prezydenta Władimira Putina, w którym zatrzymani prosili głowę państwa, by spełnił żądania Czeczenów.
Oblężenie trwa
W czasie gdy wokół teatru trwało oblężenie, terroryści kontaktowali się z mediami. Przedstawiali swoje żądania, mówiąc, że nikomu nic się nie stanie, jeśli Rosjanie wycofają się z Czeczenii. Pozwolili kilku zakładnikom zadzwonić do rosyjskich stacji telewizyjnych i opowiedzieć o oczekiwaniach Czeczenów. Był to sprytny spektakl, który miał przekonać świat, że nie doszłoby do zamachu, gdyby Rosja nie prowadziła w Czeczenii wojny.
W tym czasie w teatrze zabito kilka osób, które próbowały uciekać.
Oblężenie
Oczekiwanie na rozwiązanie trwało 57 godzin. W tym czasie rosyjskie siły specjalne przygotowały plan operacji, który miał doprowadzić do uwolnienia zakładników. Frontalny atak nie wchodził w grę, gdyż w różnych punktach teatru rozmieszczono ładunki wybuchowe, część z nich na czeczeńskich kobietach. Eksplozja jednej bomby miała doprowadzić do łańcuchowej detonacji pozostałych ładunków.
Antyterroryści postanowili "przetestować" rozwiązanie, jakiego nigdy wcześniej nie próbowano - do sali teatralnej wpuszczono gaz usypiający. Dzięki niemu oddziały specjalne miały spokojnie wejść do teatru i schwytać zamachowców.
Część z nich znajdowała się jednak w innych miejscach budynku, niektórzy stali przy otwartych oknach.
Snajperzy "zdjęli" tych, których mogli. Szturm wyszedł jednak na jaw.
Szturm służb specjalnych
Gaz, który miał unieszkodliwić terrorystów zadziałał. Uśpił również zakładników. Część osób o słabszym zdrowiu straciła życie. Nie przewidziano, że gaz, który miał ich tylko unieszkodliwić, okaże się śmiertelny. Do akcji wkroczyły oddziały specnazu. W akcji - według informacji rządu - zginęli wszyscy zamachowcy. Rosjanie mieli strzelać w głowę uśpionym terrorystom - wykonywali szybkie egzekucje. Przez półtorej godziny do teatru nie wpuszczono lekarzy.
Operacja o tragicznych skutkach
Żołnierze ewakuowali zakładników. Kilkaset osób mniej lub bardziej przytomnych wyprowadzono lub wyniesiono z teatru. Zginęło 130 niewinnych w tym dzieci, część prawdopodobnie w wyniku działania gazu, część z wychłodzenia w oczekiwaniu na pomoc. Służby specjalne nie chciały poinformować ratowników jakiego gazu użyto.
Uwolnieni zakładnicy umierali od gazu
Władimir Putin ogłosił, że operacja była sukcesem. "Nie udało się uratować wszystkich. Wybaczcie nam" - prosił w informacji prasowej. Z ok. 930 osób zginęło 130. Ich rodziny domagają się pociągnięcia do odpowiedzialności ludzi, którzy dowodzili operacją antyterrorystyczną. Śledztwo jednak zawieszono. Nie wyjaśniono kto podejmował decyzję, jakiego gazu użyto i dlaczego zginęło tak wielu niewinnych.