Dość głupiej śmierci!
Zabójcza prędkość, niewłaściwe wyprzedzanie, zmęczenie kierowcy – to wspólny mianownik ostatnich wypadków drogowych, którymi żyła cała Polska.
05.10.2005 | aktual.: 05.10.2005 09:42
Przypomnijmy: w piątek w wypadku autokaru zginęło kilkanaście osób, w sobotę rozbiła się Otylia Jędrzejczak. Kilka dni wcześniej Polską wstrząsnęła informacja o śmierci w wypadku drogowym siatkarza Arkadiusza Gołasia, a na Śląsku zginął kandydat na prezydenta, związkowiec Daniel Podrzycki.
Polska jest na pierwszym miejscu pod względem ofiar śmiertelnych wypadków drogowych w Unii Europejskiej. W Polsce na 100 wypadków ginie 11 ludzi, zagrożenie na drodze jest dwukrotnie większe, niż w każdym innym europejskim kraju!
– Musimy sobie zdać sprawę, że to nie tylko stan dróg wpływa na koszmarne statystyki, a również błędy naszych kierowców – mówi podisnpektor Grzegorz Tabinowski z wydziału ruchu drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Na Śląsku statystyki nie odstają od średniej krajowej. Od stycznia do września było w naszym regionie 3811 wypadków, zginęło w nich 231 osób.
Bruksela zobowiązała nasz rząd, by do 2010 roku doprowadzić do znacznego ograniczenia liczby wypadków i ofiar śmiertelnych. O tym, że to możliwe, dowodzi przykład m.in. Francji, która w ciągu minionych 30 lat ograniczyła liczbę ofiar śmiertelnych wypadków aż ośmiokrotnie. Tamtejsi eksperci są zgodni: sukces był możliwy dzięki... ucywilizowaniu zachowania kierowców.
Do tragicznego wypadku doszło wczoraj na ulicy Oświęcimskiej w Mysłowicach. – Jadący w stronę Oświęcimia opel vectra zderzył się czołowo z jadącym z naprzeciwka minibusem linii Katowice-Mysłowice. Zginął kierowca samochodu osobowego – poinformował na miejscu zdarzenia nadkomisarz Zbigniew Mulczyk, naczelnik sekcji ruchu drogowego z Komendy Miejskiej Policji w Mysłowicach.
Policjanci będą wyjaśniać przyczyny wypadku, ale wstępna ocena i zeznania świadków wskazują, że przepisy złamał kierowca opla. 24-latek zjechał na przeciwległy pas ruchu, przejeżdżając podwójną linię ciągłą. W wyniku zderzenia z minibusem kierowca samochodu osobowego zginął na miejscu. Wskazówka licznika w oplu zatrzymała się na 90 km/h. – To teren zabudowany, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 kilometrów na godzinę – komentuje Mulczyk.
Do zdarzenia doszło kilka minut po godz. 15.00. – Jechałem akurat do pracy autobusem linii 149. Nagle autobus gwałtownie zahamował. Widać już było, że na drodze w kierunku Katowic zdarzył się wypadek. Kierowca wypuścił nas natychmiast z autobusu. Na środku jezdni stał całkowicie sprasowany z przodu biały samochód osobowy, zobaczyłem ciało kierowcy, dosłownie wgniecione w silnik. Na trotuarze stał duży, niebieski mikrobus z rozbitym bokiem maski. Pasażerów już nie było. Widocznie wcześniej bardzo szybko zabrało ich pogotowie. Na jezdni było pełno szkła z powybijanych szyb – opowiada Maciej Szczepka, który zjawił się na miejscu wypadku chwilę po zderzeniu samochodów. – Zaraz przyjechało pogotowie, policja i straż pożarna. Strażacy próbowali otwierać przednie drzwi opla przy pomocy haka i liny.
Ranny pasażer opla oraz kierowca i 9 pasażerów minibusa zostali przewiezieni do Szpitala nr 2 w Mysłowicach. Nikt nie znajdował się w ciężkim stanie. Ranni mieli złamane kończyny i inne obrażenia ciała.
Grzechy główne polskich kierowców:
przekraczanie dozwolonej prędkości
niestosowanie się do znaku zakazu wyprzedzania
przekraczanie linii podwójnej ciągłej
jazda bez pasów bezpieczeństwa
niestosowanie się do sygnałów świetlnych
wyprzedzanie na przejściach dla pieszych i bezpośrednio przed nimi niestosowanie się do zakazu zatrzymywania lub postoju
jazda pod wpływem alkoholu według danych komendy głównej policji. Przemawiamy do wyobraźni i... kieszeni
Rozmowa z asp. szt. Jackiem Pytlem z zespołu prasowego Śląskiej Komendy Policji w Katowicach
W ciągu ostatnich dwóch tygodni doszło do serii niebezpiecznych wypadków. To tragiczny zbieg okoliczności?
- Wpływ na to mogła mieć pogoda. Zaczęła się jesień, a więc warunki atmosferyczne diametralnie się zmieniły. Nie chodzi tylko o to, co dzieje się na zewnątrz samochodu: mgły, śliska jezdnia, deszcze. Pogarsza się także samopoczucie i kondycja kierujących. Wolniej reagujemy na nagłe sytuacje, jesteśmy mniej ostrożni. Naciskamy na pedał gazu, nie pamiętając o wydłużonej podczas słoty drodze hamowania.
W ciągu ostatniego roku na naszych drogach pojawiło się wiele używanych samochodów, sprowadzonych z zagranicy. Ich stan techniczny przeważnie nie jest najlepszy. Jaki to ma wpływ na liczbę wypadków?
- W 2004 roku na polskich drogach doszło do ponad 51 tysięcy wypadków. Rannych w nich zostało 64.661 osób. Liczba zabitych przekroczyła 5700 osób. Rok wcześniej w wypadkach zmarło 5.640 osób. Od 1997 roku do 2003 liczba wypadków systematycznie malała. Podobnie – rannych i zabitych. W 2004 i 2005 roku te przerażające dane statystyczne niestety zaczęły piąć się w górę. Dzieje się tak między innymi dlatego, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej zaczęły do nas napływać dziesiątki tysięcy samochodów z zagranicy. Są tanie, ale też niebezpieczne.
Czy policja ma pomysł na ograniczenie liczby wypadków? Dzięki akcjom profilaktycznym udało się to m.in. we Francji.
- Zaczynamy od wychowywania i rozmawiania z dziećmi w przedszkolach i szkołach. Na Śląsku te placówki odwiedza nasza garnizonowa maskotka Sznupek. Dzieci są uczone m.in. jak zachowywać się na drogach. Pracujemy także nad obecnymi uczestnikami ruchu drogowego. Organizowane są cykliczne akcje mające zwiększyć bezpieczeństwo podczas powrotów z długich weekendów, wakacji. Trwa właśnie akcja mająca zmusić kierowców i pasażerów do zapinania pasów. Oporni płacą mandaty i dostają punkty karne. Przygotowujemy się do corocznej akcji „Znicz”, łapiemy pijanych kierowców. Oprócz tego w telewizji i na bilboardach wielokrotnie pokazywano drastyczne zdjęcia z wypadków drogowych. Mamy nadzieję, że to podziała na wyobraźnię kierowców.
Dlaczego polskie drogi są tak niebezpieczne, jak zmniejszyć zagrożenie – czekamy na Państwa opinie: j.bombor@dz.com.pl
Aldona Minorczyk-Cichy, Jacek Bombor