Czas bandytów
Bandziorom spod stadionów wolno wszystko.
Wchodzą na mecze darmo, bo żaden z prezesów i zarządów klubów nie
chce z nimi zadzierać. Ochroniarze? Znalazł się "kozak" na ŁKS,
który się postawił. Znaleźli go,skatowali, trafił do szpitala, ale
nie złożył już doniesienia na napastników - pisze "Dziennik Łódzki".
15.05.2004 | aktual.: 15.05.2004 08:22
Przychodzą na stadion, gdy mają 12, 13 lat, czasem mniej. Imponują im olbrzymie flagi, chóralne śpiewy i dreszczyk emocji, gdy ich starsi koledzy zaczynają zadymę. Kiedy ochroniarze uciekają w popłochu i później, gdy trzeba walczyć z policjantami uzbrojonymi w pałki i tarcze. Kiedy świszczą gumowe kule i latają kamienie.
Damianowi też imponowały stadionowe zwyczaje. Wychował się na Grembachu, pomiędzy torami kolejowymi i ulicą Czechosłowacką. Na tym osiedlu zatrzymał się czas. Toalety wciąż w podwórzach, dzieci, które wychowuje ulica, rodzice żyjący z zasiłków. Chłopaki z Grembachu od najmłodszych lat chodzą na Widzew, bo pachnie tam wielkim światem. Kto może, próbuje grać w piłkę. Kto umie się bić, chce należeć do "Destroyersów" ("Niszczycieli"), widzewskiej bojówki, której wyczyny znają chuligani w całym kraju. Wejść do ekipy można tylko wtedy, gdy jeden z jej członków poręczy za nowego kolegę.
"Damian, owszem, chodził na mecze, ale nie brał udziału w żadnych bijatykach" - twierdzą rodzice tragicznie zmarłego 19-latka, który został śmiertelnie postrzelony przez policję podczas zamieszek na "Lumumbowie".
O wywołanie zamieszek, w których zginęły dwie osoby, podejrzewani są chuligani Widzewa. W rozmowach z nastolatkami mieszkającymi na pobliskim osiedlu można usłyszeć, że awanturę rozpoczęła grupa z ulicy Pomorskiej, która zaczęła kraść piwo z pobliskich straganów. To był początek zamieszek, które przerodziły się w krwawe walki.
"Był jednym z nas" - napisano o Damianie na stronie internetowej "Widzew to my". Pod zegarem (sektor szalikowców), był znany pod pseudonimem Cebula. Czy należał do "Destroyersów", nie sposób ustalić. (PAP)