Czarny ślad
54-letni mężczyzna zginął w pożarze, do którego doszło w poniedziałek w jednej z kamienic przy Rynku Garncarskim w Chełmży. Ogień wybuchł przed południem, kiedy w kamienicy było kilka osób, ale żaden z lokatorów nie poczuł dymu - piszą toruńskie "Nowości".
06.01.2004 | aktual.: 06.01.2004 06:52
Z informacji uzyskanych przez "Nowości", przyczyną tragedii mogła być zepsuta farelka. Marian B. mieszkał samotnie, w pokoju z kuchnią, na pierwszym piętrze. Był na rencie. Około godziny 11.30 przechodzień zobaczył, że z okien jego mieszkania wydobywa się ciemny dym. Zaalarmował lokatorów, ci wezwali straż pożarną. Gdy ratownicy dostali się do środka, w kuchni zobaczyli płonącą sofę i siedzącego na niej człowieka. Był cały w ogniu. Zmarł przed przyjazdem lekarza. Obok sofy, na podłodze, stały szczątki po farelce.
"Od młodego chłopaka go znałam, bo ja już tu ponad 40 lat mieszkam" - mówi sąsiadka z parteru. Podkreśliła też, że nie wiodło mu się w życiu. "Miał żonę i syna, ale się rozeszli i sam mieszkał od lat. Nie wiem, o co im poszło, bo złego słowa nie mogę na niego powiedzieć. Miły, grzeczny, religijny. W ostatnią niedzielę spotkałam go w kościele" - opowiada sąsiadka.
Według "Nowości", dochodzenie w sprawie pożaru i śmierci mężczyzny prowadzi Komisariat Policji w Chełmży. Wstępnie ustalono, że ogień mógł wybuchnąć od niesprawnej dmuchawy elektrycznej. Udział osób trzecich wykluczono. (PAP)