Corrida po polsku
Dzieci szły rano do szkoły, gdy drogą
przebiegł... byk. Chwilę wcześniej wyskoczył z wózka, którym
hodowca wiózł go do punktu skupu w Lubstowie, w powiecie
konińskim. Pogoń za zwierzęciem zamieniła się w prawdziwą corridę - opisuje "Gazeta Poznańska".
To mój ostatni byk. Kiedyś miałem więcej. Chciałem go sprzedać, a on taki numer mi wywinął - mówi Mirosław Kowalski z Sycewa. Wyskoczył mi nagle z klatki i uciekł. Byłem przerażony, dzieci szły do szkoły, przejeżdżały samochody, bałem się, żeby nie doszło do wypadku.
700-kilogramowe zwierzę ruszyło przez Lubstów. Byk najpierw uszkodził cmentarny płot, przedostał się na pola i asfaltową drogą pognał dalej. Wystraszony hodowca od razu zawiadomił policję i służby weterynaryjne. Rozpoczęła się na wsi pogoń za bykiem.
Lekarz weterynarii przybył wkrótce ze sprzętem do uśpienia. Zanim jednak 700-kilogramowe zwierzę grzecznie legło na łące, właściciel na traktorze podążał jego śladem, choć w bezpiecznej odległości. Wraz z nim weterynarz przygotowany do oddania strzałów. Usypiające strzałki trzeba bowiem wystrzelić z kilku metrów, więc traktor musiał zbliżyć się do zwierzęcia.
Nie zachowywał się agresywnie - mówi Mirosław Kowalski. Po czterech próbach uśpienia, byk zrobił się łagodny jak "baranek".
Lekarz weterynarii zadecyduje, co dalej zrobić z marzącym o wolności zwierzęciem. Prawdopodobnie po kilku dniach karencji i tak trafi pod nóż. (PAP)