Chorą na raka leczono... paracetamolem
Chojnowianka Zofia Sturis zmarła 7 lutego - dwa tygodnie po tym, jak lekarze ze szpitala w Zgorzelcu rozpoznali u niej zaawansowane stadium raka nerki, z przerzutami do płuc, wątroby i na kości. Już nic nie można było zrobić.
22.03.2010 | aktual.: 23.03.2010 11:05
Zanim pani Zofia trafiła do Zgorzelca, przez pół roku szukała pomocy u lekarzy z przychodni rejonowej w swoim rodzinnym mieście, Chojnowie. Sugerowali, że symuluje. Bez badań i konsultacji ze specjalistami diagnozowali u cierpiącej kobiety rwę kulszową i wypadnięcie dysku - wszystko, tylko nie raka. - Nierozpoznanie aż tak zaawansowanego procesu nowotworowego budzi zdumienie u wszystkich, którzy zetknęli się z tą sprawą - mówi Małgorzata Sadowy-Piątek, rzeczniczka praw pacjenta przy Narodowym Funduszu Zdrowia we Wrocławiu.
Doktor Grigorij B., do którego Zofia Sturis zgłosiła się w sierpniu ub.r. z ostrym bólem barku, nie zlecił żadnych badań, by wykryć przyczynę urazu. Przepisał tylko środki przeciwbólowe.
Miesiąc później chojnowianka dostała skierowanie do ortopedy. Na przyjęcie czekała kolejny miesiąc. Ortopeda, dr. Jarosław S., zlecił rentgen bolącego stawu. Zdjęcie trafiło do niego bez opisu specjalisty radiologa. Fachowiec dostrzegłby zaniki kostne i przerzuty nowotworowe do płuc. Ale doktor nie widział niczego nieprawidłowego. Zaaplikował serię silnych zastrzyków przeciwbólowych.
Pierwsze dwa nie pomogły. - Podczas trzeciej wizyty u tego samego lekarza, 4 listopada, stwierdził on, że to niemożliwe, by ból nie ustąpił - opowiada Dionisos Sturis, syn pacjentki. - Doktor krzyczał na mamę, że symuluje, i wyszedł z gabinetu. Mama została sama.
18 grudnia pani Zofia trafiła do dr. Henryka P. Skarżyła się na ból kręgosłupa. Lekarz nie zlecił żadnych badań i nie skojarzył tego z wcześniejszym bólem barku. Przepisał leki przeciwbólowe, ale objawy nie ustąpiły. 10 dni później dr Grigorij B. zapisał pacjentce mocniejsze środki i skierował na zdjęcie rentgenowskie.
W styczniu ból był już tak wielki, że Zofia Sturis nie mogła chodzić. Do przychodni trafiła na noszach. Neurolog, dr Janina G., zignorowała informacje zawarte w opisie zdjęcia kręgosłupa, mówiące o złamaniu kręgu lędźwiowego. Stwierdziła wypadnięcie dysku i bez fatygowania specjalisty zapisała kolejne środki przeciwbólowe.
Tydzień później ta sama lekarka, widząc panią Zofię na nogach (bo chwilę wcześniej wzięła tramal), w sprzeczności z wszelkimi objawami orzekła znaczną poprawę stanu zdrowia u pacjentki. Przepisała jej tylko paracetamol.
30 grudnia lekarz na oddziale ratunkowym legnickiego szpitala odmówił przyjęcia chojnowianki do szpitala. Stwierdził rwę kulszową i odesłał ją do domu.
Po śmierci Zofii Sturis legnicka prokuratura wszczęła śledztwo. Sprawę badają także rzecznik praw pacjenta i Dolnośląska Izba Lekarska.
Zdolna do pracy
Nie tylko lekarze z Przychodni Rejonowej w Chojnowie zawiedli.
Na początku sierpnia Zofia Sturis zgłosiła się do lekarza medycyny pracy, bo chciała się zatrudnić na pół etatu w restauracji. Doktor zignorował podwyższone OB oraz zmiany w kolorze moczu.
Nie zlecił powtórzenia badań i nie poinformował pacjentki o grożącym jej niebezpieczeństwie, wystawiając kobiecie pozwolenie na pracę.