Chatka złego Puchatka
Policja nie pamięta, by ktoś tak długo ukrywał się w lesie. Mieszkaniec Pułtuska na prawie rok zaszył się w domku na drzewie.
W odludnym podmokłym lesie olchowym opodal Pułtuska, w chatce zbudowanej na drzewie, żył przez prawie dziesięć miesięcy drobny złodziej. 24-letni obecnie mężczyzna skazany został na osiem miesięcy więzienia za włamanie do domku letniskowego. Ale tak bardzo - jak przypuszczają policjanci - obawiał się życia w celi, że w kwietniu zeszłego roku, gdy wezwano go do odbycia kary, zdecydował się ukryć.
Na początku marca policjanci otrzymali informację (prawdopodobnie od donosiciela), że niedoszły więzień żyje w części lasu rzadko odwiedzanej z racji panującej tam wilgoci. To dlatego mężczyzna ukrył się w tym miejscu i dlatego zbudował domek nad ziemią, nie na ziemi. Dach był ocieplony, wewnątrz miał spirytusowy piecyk do ogrzewania, szafkę na ubrania, fotel i materac. Gdy przyszła po niego policja, drzemał.
Gdyby się nie ukrył, od trzech miesięcy byłby na wolności. Nie poniesie jednak dodatkowej kary za uchylanie się przed pójściem do więzienia.
Kodeks karny przewiduje za to karę dla tych, którzy mu pomagali. - W budowie domku, w zdobyciu jedzenia, picia i ubrania - wylicza podinspektor Tadeusz Kaczmarek, rzecznik mazowieckiej policji. - Prowadzimy śledztwo w tej sprawie. Funkcjonariusze podejrzewają, że mężczyzna opuszczał mokradła, by odwiedzać swój rodzinny dom.
Nie pamiętają, by pospolity przestępca tak długo ukrywał się w lesie. W maju 1990 roku żołnierz, który zastrzelił czterech kolegów, spędził w lesie kilkanaście dni do czasu, gdy spotkany gajowy namówił poborowego do poddania się. Przestępcy częściej budują skrytki we własnych domach. Rekordzistą jest Zbigniew D., oszust z Łomianek pod Warszawą, który 12 lat grał policji na nosie. Pod podłogą domu zbudował kanał, w którym krył się podczas rewizji. Wpadł w styczniu 2005 roku, bo jeden z policjantów dostrzegł zamaskowaną w podłodze klapę.
Igor Ryciak