Brygady pracy duchowej

Polscy księża i misjonarze stali się jednym z naszych ważniejszych towarów eksportowych.

29.12.2003 | aktual.: 29.12.2003 09:44

Adam Kozłowiecki jest jednym z trzech najbardziej znanych Zambijczyków. Mimo że jest kardynałem, żyje w buszu, bez prądu, bieżącej wody, bez wygód. To dzięki takim jak on Polakom w sutannach i habitach w wielu miejscach na świecie po raz pierwszy usłyszano słowo Polska. W ciągu 25 lat pontyfikatu Jana Pawła II polscy księża i misjonarze stali się jednym z naszych ważniejszych towarów eksportowych. Obecnie co trzynasty duchowny katolicki na świecie jest Polakiem, co dziesiąty z nich pracuje poza krajem. Wynika to głównie z tego, że tylko w Polsce nie spadła liczba powołań - obecnie sześciu na dziesięciu wyświęcanych księży to Polacy.

Tracz, Żelazek, Kozłowiecki

Ksiądz Zdzisław Tracz przez 21 lat był misjonarzem w Tanzanii. Po powrocie do Polski zaprosił na jubileusz kapłaństwa (w Ostrem na Żywiecczyznie) prezydenta Tanzanii Benjamina Williama Mkapę. Ten nie tylko przyjął zaproszenie, ale też wykorzystał je jako pretekst do pierwszej oficjalnej wizyty w naszym kraju i spotkania z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. "Cieszę się, że mamy prezydentów na świecie, którzy korzystają ze wsparcia polskich księży" - mówił Aleksander Kwaśniewski. Benjamin William Mkapa zadeklarował chęć współpracy z Polską przy eksploatacji surowców naturalnych, szczególnie złota i diamentów. Stwierdził, że polscy księża i misjonarze stworzyli dobry grunt dla takiej współpracy.

O istnieniu ojca Mariana Żelazka wielu Polaków dowiedziało się dopiero wtedy, gdy okazało się, że jest kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. W Indiach, gdzie pracuje od kilkudziesięciu lat, jest równie znany jak zmarła w 1997 r. Matka Teresa z Kalkuty. Podobnie jak ona zajmuje się trędowatymi i innymi ciężko chorymi, którzy w indyjskim społeczeństwie są traktowani jak nietykalni.

W Afryce najpopularniejszym Polakiem (po papieżu) jest kardynał Adam Kozłowiecki. Ten ponadosiemdziesięcioletni duchowny przybył do Zambii (wówczas była to jeszcze północna Rodezja) tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, podczas której był m.in. więziony w obozie koncentracyjnym w Dachau. To Kozłowiecki de facto stworzył struktury zambijskiego Kościoła. Kierowanie nim przekazał z czasem miejscowemu czarnoskóremu biskupowi, ale wybór następcy nie był najlepszy. Został nim arcybiskup Milingo, który najpierw wprowadził do liturgii elementy pogańskich kultów, a następnie przybył do Rzymu jako uzdrawiacz. Wreszcie zbuntował się przeciwko Watykanowi - przystąpił do sekty Moona i wziął ślub z Koreanką. Co prawda, potem się pokajał, ale i tak jego sprawa miała negatywny wpływ na zambijski Kościół. Ta historia jeszcze bardziej zwiększyła prestiż i autorytet Kozłowieckiego - nie tylko w Zambii, lecz w całej Afryce. Ukoronowaniem jego służby była niedawna nominacja kardynalska. Wiadomość o przyznaniu
kardynalskiego biretu zastała Kozłowieckiego w buszu, gdzie żyje od lat bez prądu i innych zdobyczy cywilizacji.

Misjonarze czy agenci?

Polscy duchowni pełnią najważniejsze funkcje w kościele katolickim w Rosji, co jest przyczyną konfliktów między Watykanem a patriarchą Aleksym II wspieranym przez Kreml. Cerkiew zarzuca naszym księżom neokolonializm i otwartą wojnę z prawosławiem. Problemem dla Cerkwi jest m.in. to, że Kościół katolicki stał się dla Rosjan atrakcyjny cywilizacyjnie. W budynkach parafialnych panuje porządek, czystość, księża prowadzą szeroką działalność kulturalną, oferują dostęp do komputerów i Internetu. Młodzi ludzie traktują więc katolickich duchownych jak przedstawicieli lepszego, zachodniego świata i odchodzą od prawosławia. Hierarchowie prawosławni zarzucają polskim księżom wojujący prozelityzm, czyli chęć przeciągania Rosjan za wszelką cenę na katolicyzm. Watykan nie ma wielkiego wyboru i musi wysyłać do Rosji polskich duchownych. Seminaria na Zachodzie świecą pustkami, więc jedynie Polacy są w stanie sprawować posługę na Wschodzie. Zresztą konflikty zdarzają się głównie w dużych miastach. W małych parafiach i
lokalnych społecznościach polscy księża są przeważnie zaprzyjaźnieni z miejscowymi popami i zgodnie z nimi współpracują, na przykład w zwalczaniu alkoholizmu czy udzielaniu pomocy materialnej.

Polskim duchownym w Rosji zarzuca się często wielkopańskie maniery i nawiązywanie do czasów, gdy w Moskwie rządzili Dymitr Samozwaniec i Maryla Mniszchówna, czyli w rzeczywistości polska arystokracja i duchowni. Powodem do takich oskarżeń jest m.in. to, że przewodniczącym Konferencji Episkopatu Rosji jest abp Tadeusz Kondrusiewicz. Największą terytorialnie diecezją katolicką na świecie - w Irkucku - zarządzał z kolei biskup Jerzy Mazur, który w ubiegłym roku został uznany za persona non grata w Rosji. Gdy otrzymał zakaz wjazdu do tego kraju, starał się kierować diecezją z podwarszawskich Michałowic. Okazało się to niemożliwe.

Polska dyplomacja watykańska

Zaskakujące jest to, że jedynym miejscem, gdzie Polacy - wbrew rozpowszechnionym opiniom - odgrywają mniejszą rolę niż przed wyborem Karola Wojtyły na papieża, jest Watykan. Poza biskupem Stanisławem Dziwiszem, osobistym sekretarzem Jana Pawła II, znaczącą funkcję w rzymskiej kurii pełni właściwie tylko kardynał Zygmunt Grocholewski, stojący na czele Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego. Innymi urzędami kierują przeważnie Włosi. Większą niż Polacy reprezentację w Watykanie mają Niemcy, Hiszpanie, Francuzi czy Amerykanie. Słabszą pozycję Polaków w kurii rzymskiej rekompensuje coraz większe znaczenie naszych duchownych w watykańskiej dyplomacji. Janusz Bolonek, Janusz Juliusz, Henryk Nowacki, Marian Oleś czy Józef Wesołowski - to nazwiska, które przeciętnemu Polakowi nie mówią nic lub bardzo niewiele. Tymczasem ci hierarchowie Kościoła katolickiego jako nuncjusze apostolscy odgrywali bądź odgrywają wielką rolę w najstarszej i - jak wielu uważa - najlepszej na świecie dyplomacji. Najlepszej, bo jej siła
polega na tym, czym nie dysponuje żadne inne państwo świata. Watykańscy dyplomaci mogą bowiem sięgać po wsparcie największego na świecie elektoratu, jakim są katolicy, i prowadzić działania o charakterze dyplomatycznym bez dyplomatycznego immunitetu.

Cezary Gmyz

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)