Bezpańska ankieta
"Dziennik" informuje, że mieszkańcy Warszawy
są wypytywani przez telefon o to, na kogo zagłosują w najbliższych
wyborach na prezydenta miasta. Jednak na czyje zlecenie - to
tajemnica.
Partie wypierają się, że zamawiają tego typu badania. Czy chcą w ten sposób ukryć swoje wydatki na kampanię wyborczą, czy może boją się, że ankietowani nie będą mówić prawdy, gdy partia zleca badanie? "Dziennik" wpadł na trop sondażu, do którego nikt nie chce się przyznać.
W ostatnich dniach ankieterzy ośrodka SMG/KRC dzwonią do warszawiaków i pytają o ich preferencje polityczne. Pytają m.in. czy przy wyborze prezydenta stolicy kierujemy się tym , z jakiej jest partii, czy może konkretnym nazwiskiem. Potem następuje seria pytań o ważność problemów, takich jak komunikacja, bezpieczeństwo, ścieżki rowerowe, czy oczyszczanie ścieków.
Zadawanie pytań przez ankietera trwa ok. 20 minut. W niedzielę firma SMG/KRC zadzwoniła do dziennikarki "Dziennika". Gazeta sądziła, że sondaż przeprowadzono na zlecenie jakiejś partii. Zapytała o to ankietera. Ten odpowiedział: Badanie nie jest prowadzone na zlecenie partii, tylko urzędu miasta.
Konrad Ciesiołkiewicz, pełnomocnik ds. kampanii wyborczej Kazimierza Marcinkiewicza, Zaprzecza: Jeśli ktoś mówi, że zleciliśmy takie badanie, to musi kłamać.
Dziennik" pisze, że partie mają budżetowe dotacje na swoją działalność, ale muszą się z niej rozliczyć. A każde ukrywanie wydatków rodzi podejrzenia. Politycy często zlecają badania, nie przyznając się do nich, by ukryć rzeczywiste koszty kampanii- powiedział "Dziennikowi" specjalista z branży. (PAP)