Bezczynność pod latarnią

Z prostytucją można walczyć, można ją zalegalizować i kontrolować. Najgorzej jest tak jak w Polsce - nie robić nic - napisał w najnowszym "Newsweeku" Tomasz Maćkowiak.

27.09.2004 | aktual.: 27.09.2004 09:50

Z prostytucją jest u nas tak, jak z benzyną w stanie wojennym: paliwa nie ma, a wszyscy jeżdżą, aż się kurzy - twierdzi Jolanta Roszkiewicz de Blieck, właścicielka warszawskiej agencji towarzyskiej Gościniec Radość. Ma rację. Wszyscy udają, że nie ma problemu, czasem tylko próbując "coś z tym zrobić".

A to władze, jak choćby prezydent Warszawy Lech Kaczyński, nasyłają policję na agencje towarzyskie. W ubiegłym tygodniu zaś znany z antyprzestępczych akcji Krzysztof Orszagh ogłosił nękanie właścicieli lokali sprawami w sądach. W Kościanie przepędza się tirówki z lasu. Nad tym, co ma wyniknąć z tego nękania, nikt się już raczej nie zastanawia.

W efekcie mamy to, co mamy. Burdele obok mieszkań, ogłoszenia agencji towarzyskich na płachtach wystawionych w oknach agencji. Pornoulotki za wycieraczkami aut z zaciekawieniem oglądane przez dzieci, a w lasach stosy zużytych prezerwatyw porzuconych przez przydrożne prostytutki. Wszystko to przy niemal całkowitej bierności aparatu państwa, obojętności polityków i kompletnej bezradności opinii publicznej. Jedyne ślady jakiejkolwiek debaty nad tym problemem to naiwne jeremiady prawicowych moralistów, na które lewica reaguje histerycznymi ostrzeżeniami przed zamachem na wolność człowieka. Poza tym cisza.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)