Bender oskarżał fałszywie
Kierownik lubelskiego biura KIK nie był
tajnym współpracownikiem SB, o co oskarżył go Ryszard Bender -
pisze w korespondencji z Lublina "Gazeta Wyborcza. - Ostatnich
kilkanaście miesięcy, gdy walczyłem o swoje dobre imię, było
najcięższych w moim życiu - powiedział "Gazecie Wyborczej" Ryszard Gajewski.
24.03.2006 | aktual.: 24.03.2006 05:52
Dziennik przypomina, że na początku stycznia ub.r. Ryszard Bender (obecnie senator LPR), prezes Klubu Inteligencji Katolickiej w Lublinie, na konferencji prasowej oskarżył o współpracę z PRL-owskimi specsłużbami kilku członków KIK. Zagroził też, że to samo zrobi wobec osób z otoczenia abp. Józefa Życińskiego.
Była to odpowiedź Bendera na decyzję metropolity lubelskiego, który odebrał kierowanemu przez niego KIK prawo do określenia "katolicki". W dekrecie arcybiskup stwierdził, że działania Bendera "szkodzą dobremu imieniu środowisk katolickich".
Jedną z osób, których personalia jako agentów SB wymienił na konferencji Bender, był Ryszard Gajewski, dawny kierownik biura KIK, działacz Polskiego Związku Katolicko-Społecznego. Informację, że był on tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Spokojny", jako pokrzywdzonemu przekazał Benderowi IPN.
Gajewski sprawę przekazał do sądu lustracyjnego. Ten potwierdził prawdziwość jego oświadczenia, że ze służbami nigdy nie współpracował. Według dokumentów, które cytowano podczas rozpraw, wynika, że to właśnie Gajewski był szykanowany przez SB.
Do przypadku Gajewskiego na antenie Radia Er (rozgłośni archidiecezji lubelskiej) odniósł się abp Życiński. - Nie wolno ujawniać żadnych nazwisk na podstawie samych list, trzeba zawsze zajrzeć do akt i postawić konkretne zarzuty dotyczące merytorycznej postawy. Poza tym osoba, której stawia się zarzuty, powinna mieć możliwość przedstawienia swoich racji - mówił. (PAP)