Bangkok: nowy bilans ofiar
Bomba umieszczona na motocyklu eksplodowała w poniedziałek przed hinduistyczną świątynią w centrum Bangkoku. Dotychczas potwierdzono śmierć co najmniej 18 osób, a 117 zostało rannych - podały władze. Zdaniem rządu zamach miał zaszkodzić krajowej turystyce.
17.08.2015 | aktual.: 17.08.2015 21:59
Najnowszy bilans podało centrum ratownictwa medycznego w Bangkoku. Według dziennika "Bangkok Post" 12 osób zginęło na miejscu, kolejne sześć po przewiezieniu do szpitala. Ofiary śmiertelne to przede wszystkim obywatele Chin, Tajwanu i Tajlandii.
Wcześniejsze bilanse mówiły o 16 do nawet 27 zabitych.
Według policji poniedziałkowy incydent to zamach bombowy, w którym użyto tzw. rurobomby - ładunku złożonego z trzech kilogramów trotylu, umieszczonego w rurze i owiniętego białym materiałem. Promień rażenia oszacowano na 100 metrów. W odległości 30 metrów od miejsca eksplozji odnaleziono urządzenie, prawdopodobnie użyte jako detonator.
Zdaniem Departamentu Stanu USA jest jeszcze za wcześnie, by ocenić, czy wybuch w centrum tajlandzkiej stolicy był atakiem terrorystycznym. Rzecznik resortu John Kirby przekazał, że władze Tajlandii prowadzą śledztwo w sprawie eksplozji i jak dotąd nie zwróciły się do strony amerykańskiej o pomoc.
- Sprawcy chcieli zniszczyć tajlandzką gospodarkę i turystykę, ponieważ do zajścia doszło w sercu dzielnicy popularnej wśród turystów - powiedział minister obrony Prawit Wongsuwan agencji Reutera.
Bomba na motocyklu eksplodowała podczas wieczornych godzin szczytu przed chętnie odwiedzaną przez turystów i Tajów hinduistyczną świątynią Erawan, położoną przy dużym skrzyżowaniu i w pobliżu luksusowych hoteli, centrów handlowych, biur i szpitala.
Rzecznik rządzącej w Tajlandii junty wojskowej, Weerachon Sukhondhapatipak, przekazał, że w okolicy świątyni policja wykryła drugi, niezdetonowany ładunek i rozbroiła go. Setki funkcjonariuszy poszukiwały innych ładunków.
Telewizja Nation podała za premierem Prayhuthem Chan-Ochą, że władze zamierzają utworzyć "gabinet wojenny" koordynujący odpowiedź na wybuch. Wicepremier Prawit Wongsuwon powiedział dziennikarzom, że władze nie ustaliły jeszcze sprawców eksplozji i nie mogą potwierdzić, czy incydent miał podłoże polityczne.
Bangkok był stosunkowo spokojny, odkąd w maju ub. roku rządy w kraju przejęła armia, odsuwając od władzy rząd cywilny po kilku miesiącach protestów przeciw poprzedniemu gabinetowi. Agencja AP zauważa jednak, że w ostatnich miesiącach w kraju narastało napięcie, spowodowane zapowiedzią junty, że być może nie rozpisze wyborów parlamentarnych przed 2017 r. i zamierza wprowadzić do konstytucji zapis, pozwalający jej na zastąpienie demokratycznie wybranego gabinetu przez "nadzwyczajne rządy".
Reuters przypomina tymczasem, że władze prowadzą walkę z islamskimi separatystami na zdominowanym przez buddystów południu, zauważa jednak, że rebelianci rzadko przeprowadzali dotąd ataki poza obszarami uznawanymi za ich bastion.
Skrzyżowanie Rajprasong, przy którym doszło w poniedziałek do eksplozji, w 2010 r. przez długie miesiące było miejscem antyrządowych protestów organizowanych przez zwolenników byłego premiera Thaksina Shinawatry, który w 2006 r. został obalony w wojskowym zamachu stanu.
Ostatni większy zamach bombowy w Bangkoku miał miejsce w noc sylwestrową 2006 r. Seria eksplozji podczas miejskich obchodów w różnych częściach miasta spowodowała śmierć co najmniej trzech osób i obrażenia u kolejnych kilkudziesięciu. Do zamachu doszło kilka miesięcy po odsunięciu Thaksina Shinawatry od władzy; pojawiły się spekulacje, niewyjaśnione do dzisiaj, że za atakami stali zwolennicy obalonego premiera.