Bandyci obcięli mu palce
Pyta pan, czy się boję? Jeszcze jak! - mówi Waldek (31 l.) z okolic Kalisza. Nerwowo puka w stół dłonią. Brakuje w niej całego wskazującego palca i pół serdecznego. Nie wycofał zeznań przeciwko bandycie, który usiłował wymusić od niego pożyczkę. Na kilka dni przed procesem 3 osiłków wywlokło go z auta. Skatowali i obcięli dwa palce sekatorem - pisze "Super Express".
18.06.2004 | aktual.: 18.06.2004 08:19
Za miesiąc przed sądem stanie jeden z 3 napastników - Mariusz Ł. (33 l.). Bo Waldek nie dał się zastraszyć - podaje dziennik. Zalany krwią, zdążył mu ściągnąć kominiarkę. Zobaczył twarz i zawiadomił policję. - Trudno powiedzieć, że będę miał spokój, bo zleceniodawca nadal jest na wolności. A ja mam żonę i pięcioletnią córkę - mówi zdenerwowany. Za żadne skarby nie poda nazwiska i nie pokaże nawet kawałka twarzy. Ze strachu.
Waldek obracał się w branży paliwowej. A taki biznes przyciąga szumowiny. - Dwa lata temu dostałem propozycję nie do odrzucenia - udzielenia pożyczki, 60 tys. zł. Odmówiłem, bo wiedziałem, że to oznacza tylko kłopoty - opowiada "Super Expressowi".
Zaczęło się nękanie: najpierw prośby, a potem groźby. W końcu Waldkowi "ktoś" podpalił dom. Po zeznaniach Waldka policjanci dobrali się bandytom do skóry. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu. Gdy pętla sprawiedliwości zaczęła się zaciskać na szyi oskarżonych, ktoś dobrał się do Waldka - informuje "SE".
- Podjechałem pod dom. Wyszedłem z auta. Nagle pojawiło się 3 osiłków w kominiarkach. Wskoczyłem do samochodu, zablokowałem drzwi, ale nie zdążyłem odjechać. Wtedy oni wytłukli szybę w bocznym oknie i wywlekli mnie na chodnik - opowiada "Super Expressowi". Na głowie po ciosach od kastetów lekarze musieli założyć Waldkowi 50 szwów. - Ale najgorszym koszmarem były palce. Bolało strasznie - przyznaje okaleczony mężczyzna. Potem dostał jeszcze SMS: "dalej będzie ręka, a potem łeb".
Mariuszowi Ł. grozi 10 lat więzienia (prokurator postawił mu także zarzut wymuszania zmiany zeznań) - informuje dziennik. Nie wiadomo jednak, kim byli jego dwaj kompani. Prokuratura nie ustaliła też, kto konkretnie zlecił napad. - Nie mam gwarancji, że ja i moja rodzina będziemy teraz bezpieczni - mówi Waldek. - Ale wiem, że gdybym dał się wtedy zastraszyć, oprawcy mieliby mnie już na amen w kieszeni.
W polskich więzieniach i aresztach gnije 115 bandziorów, którzy usiłowali w podobny sposób zastraszać swoje ofiary - pisze "SE". Ale prokuratorzy przyznają: to tylko wierzchołek góry lodowej. Ile ofiar udaje się skutecznie zastraszyć przestępcom, nie wiadomo.