Badanie krwi zamiast alkomatów
Jeśli Głównemu Urzędowi Miar uda się przeforsować rozporządzenie wycofujące z użycia przenośne alkotestery, to patrole drogówki będą musiały wozić nietrzeźwych kierowców na badania krwi do szpitali, a później odwozić do domów albo do izby wytrzeźwień - alarmuje "Gazeta Krakowska".
30.06.2006 | aktual.: 30.06.2006 02:26
Na dodatek - dodaje dziennik - pomysł resortu sprawiedliwości na szybką, 24-godzinną ścieżkę karania pijanych kierowców weźmie w łeb.
Nie chcemy brać odpowiedzialności za urządzenia, które dają wyniki obarczone kilkuprocentowym błędem. Później spotykamy się ze skargami kierowców, którym badanie alkotestem wskazało wartość graniczną, pomiędzy wykroczeniem a przestępstwem, na przykład 0,49 promila - tłumaczy radca prezesa GUM Robert Świątkiewicz.
Projekt rozporządzenia GUM zakłada, że wskazania alkomatu nie mogłyby być dowodem w postępowaniu wytoczonemu nietrzeźwemu kierowcy. W tej sytuacji każdy wynik wskazujący na popełnienie przestępstwa drogowego (czyli od 0,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu) musiałby być potwierdzony badaniem krwi albo badaniem za pomocą urządzenia stacjonarnego. Problem w tym, że stacjonarnych alkomatów jest niewiele, po kilka w powiecie. Trzeba będzie zatem tysiące zatrzymywanych w Polsce nietrzeźwych kierowców wozić do komisariatów lub do szpitali.
To absurd. Błąd wskazania przenośnych alkotesterów, których używamy jest minimalny. Badanie zawsze jest powtarzane, a w razie jakichkolwiek wątpliwości sprawdzamy wynik z alkotestu na stacjonarnym urządzeniu. Poza tym każdy kierowca może zażądać badania krwi - mówi oficer drogówki z małopolskiego garnizonu, pracujący w nowosądeckiej Komendzie Policji podkomisarz Bogusław Żytkowicz.
Kontrolowana osoba, po sprawdzeniu zawartości alkoholu w wydychanym powietrzu, podpisuje protokół badania. W ten sposób potwierdza, że nie ma zastrzeżeń i nie żąda badania krwi. Nie rozumiem, co chce osiągnąć Główny Urząd Miar - dodaje rozmówca "Gazety Krakowskiej".(PAP)