"Apeluję o umiarkowanie"
Jak Marsz Równości idzie dalej, to istnieje konieczność ochrony przez służby policyjne uczestników tych marszów równości i to jest naturalne. Ale apeluję tutaj o pewne umiarkowanie, bo jak dwustu–trzystu policjantów chroni czterystu demonstrantów, to w tym czasie nie patroluje, to ich odciągamy od służby patrolowo–interwencyjnej i gdzie indziej tych policjantów nie ma. Ale to jest tylko apel, który ja mogę wygłaszać. Mam nadzieję, że co rozsądniejsze osoby, których poglądów nie podzielam, ale którym zdrowego rozsądku (...) nie odmawiam, wezmą przynajmniej po części ten apel pod uwagę - powiedział wicepremier Ludwik Dorn w "Sygnałach Dnia".
28.11.2005 | aktual.: 28.11.2005 13:55
Sygnały Dnia: Czy obawiał się pan wczoraj incydentów związanych z wiecami w obronie wolności?
Ludwik Dorn: Tutaj zawsze trzeba się obawiać incydentów, w związku z tym został powołany w Komendzie Głównej taki minisztab z generałem Siewierskim na czele, który czuwał, był w to zaangażowany bezpośrednio też wiceminister Stasiak odpowiedzialny za służby mundurowe. Byliśmy nastawieni głównie na chronienie demonstrantów, policja demonstrantów chroniła. Zarekwirowała kilkanaście czy kilkadziesiąt jajek, które pseudokibice, przeciwnicy demonstrantów przynieśli ze sobą z intencją obrzucania. Natomiast jeśli chodzi o samych demonstrantów, to w sobotę–niedzielę te demonstracje były legalne, w związku z tym zadaniem policji było ich ochranianie. I te demonstracje uwzględniły uwagi policji i władz miasta, jeśli chodzi o miejsce. Nawet w Poznaniu, gdzie istotna się okazała różnica około sto czy kilkudziesięciu metrów.
Bo ja bym chciał bardzo wyraźnie powiedzieć – te demonstracje w sobotę i niedzielę odbywały się pod hasłem solidarności z demonstracją poznańską. Padały w telewizjach, w opiniotwórczych dziennikach zupełnie absurdalne i śmieszne, wręcz błazeńskie stwierdzenia, że demonstracja, która odbyła się tydzień temu, została brutalnie rozpędzona. Każdy, kto widział materiały telewizyjne, widział, że funkcjonariusze niesłychanie względnie i delikatnie traktowali uczestników legalnej demonstracji, po prostu unosząc ich z ziemi i prowadząc do radiowozów. A władze miasta – słusznie zresztą – tydzień temu wydały zakaz nie względu na takie czy inne przekonania demonstrantów, tylko z tego względu, że oni uparli się, by demonstrować w miejscu, w którym policja uznała, że nie jest w stanie ani zabezpieczyć ich, ani zabezpieczyć na przykład witryn sklepowych, zabezpieczyć mienia, bo to był główny deptak, a oni planowali przejście wąskimi uliczkami. Kiedy demonstranci zgodzili się na to, by odbyć swoje zgromadzenie około sto
metrów dalej, na przestrzeni nieco szerszej, gdzie policja mogła stworzyć realne zabezpieczenie, nie było żadnego problemu.
Czyli teraz władze miast słusznie wydały zgodę na wiece, pana zdaniem?
- Znaczy to jest tak – w tym tygodniu demonstrowano pod hasłem, że demokracja w Polsce jest zagrożona, że tydzień temu policja zachowywała się niesłychanie brutalnie. To jest pogląd, z którym ja się całkowicie nie zgadzam, moim zdaniem pogląd śmieszny, ale nawet z poglądami całkowicie niesprawiedliwymi i śmiesznymi obywatele mają prawo do demonstrowania, w związku z tym zadaniem władz publicznych jest umożliwić im to prawo do realizacji, a także chronić ich, jeżeli jakieś inne środowisk szykują się do ich zaatakowania. Ja bym tylko zaapelował do tych środowisk ideowo-politycznych, które te demonstracje organizują, a które już zapowiadają, jak w Poznaniu, kolejną demonstrację.
Marsz Równości będzie szedł dalej.
- Tak, zawsze jak Marsz Równości idzie dalej, to istnieje konieczność ochrony przez służby policyjne uczestników tych marszów równości i to jest naturalne. Ale apeluję tutaj o pewne umiarkowanie, bo jak dwustu–trzystu policjantów chroni czterystu demonstrantów, to w tym czasie nie patroluje, to ich odciągamy od służby patrolowo–interwencyjnej i gdzie indziej tych policjantów nie ma. Ale to jest tylko apel, który ja mogę wygłaszać. Mam nadzieję, że co rozsądniejsze osoby, których poglądów nie podzielam, ale którym zdrowego rozsądku (...) nie odmawiam, wezmą przynajmniej po części ten apel pod uwagę.